wtorek, 21 maja 2024
Człowiek według Bożego serca?
poniedziałek, 20 maja 2024
Namaszczenie miłości
Są takie historie w Biblii, które dotykają mnie do głębi… sprawiają, że mój duch drży, bo czuje to, co czuła bohaterka historii. To jedna z tych historii….
„Jeden z faryzeuszów zaprosił Go do siebie na posiłek. Wszedł więc do domu faryzeusza i zajął miejsce za stołem. A oto kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne, dowiedziawszy się, że jest gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowy olejku, i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła łzami oblewać Jego nogi i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem. Widząc to faryzeusz, który Go zaprosił, mówił sam do siebie: «Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą». Na to Jezus rzekł do niego: «Szymonie, mam ci coś powiedzieć». On rzekł: «Powiedz, Nauczycielu!»: «Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie mieli z czego oddać, darował obydwom. Który więc z nich będzie go bardziej miłował?» Szymon odpowiedział: «Sądzę, że ten, któremu więcej darował». On mu rzekł: «Słusznie osądziłeś».
Potem zwrócił się do kobiety i rzekł Szymonowi: «Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła moje nogi. Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje». Do niej zaś rzekł: «Twoje grzechy są odpuszczone». Na to współbiesiadnicy zaczęli mówić sami do siebie: «Któż On jest, że nawet grzechy odpuszcza?» On zaś rzekł do kobiety: «Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!»”
Łk 7,36-50
W tej historii pojawia się wiele istotnych motywów dla tamtejszej kultury. Pan został zaproszony do domu faryzeusza. Osoby uczestniczące w spotkaniu były w pozycji leżącej przy stole, a uroczystość musiała być wydarzeniem otwartym, skoro na planie historii pojawia się nieznajoma kobieta. Zgodnie z tradycją, gościom namaszczano głowę rękami (Mk 14,3). W tej historii nieznana z imienia kobieta (grzesznica) robi coś całkowicie nieoczekiwanego… Wylewa drogi olejek (rodzaj perfum) na stopy Pana i ociera je swoimi włosami. W tamtejszej kulturze taki gest był przekroczeniem pewnych norm, ponieważ rozpuszczanie włosów przy obcych mężczyznach nosiło znamiona nierządu. Tutaj jednak czytamy, że połączone było to z jej łzami i całowaniem stóp… co z jednej strony ukazywało uniżenie, a z drugiej dla otoczenia mogło być odebrane jako nieprzyzwoite.
Wyobraźmy to sobie… Kobieta usłyszała o otwartej uczcie faryzeusza, dowiedziała się, że będzie tam TEN o którym tyle słyszała… ten, który na zawsze może uwolnić jej serce, oczyścić, dać coś, czego nie mógł dać jej nikt inny. Musiało być w niej wielkie pragnienie. Jej zrozpaczona dusza miała dość niesienia ciężarów grzechu w swoim życiu. Wszystko to, co ją obciążało zapragnęła zanieść prosto do stóp tego, kto mógł dać jej prawdę i życie. Kto mógł okazać jej łaskę, choć wcześniej prawdopodobnie nikt jej nie okazał. Zaryzykowała więc. Zrobiła krok wiary, pełna odwagi i nadziei, że zmierza do właściwej Osoby. Nie zatrzymała ją opinia innych ludzi, może krytyka i nieprzychylne komentarze… Padła do świętych stóp. Pokłoniła się Panu wszechrzeczy. Zapragnęła swoją miłość i pragnienie oczyszczenia wyrazić w sposób w jaki potrafiła – oddała drogi olejek, namaściła Jego stopy i rozlała przed Nim swoją duszę – wierząc, że On słyszy jej łkanie, On rozumie jej ból i żal, On jest ratunkiem.
Co na to Jezus? On znał jej serce. Wiedział, że każdy jej gest skierowany w Jego stronę był wyrazem skruchy, pokory i miłości… Konfrontuje jej postawę z postawą faryzeusza, który umiłował bardziej prawo, niż jego prawodawcę. Szymon przez swoje zasady nie dostrzega cudu, który dokonuje się na jego oczach, prawdopodobnie dlatego, że sam jeszcze nie rozpoznał, kto przebywa w jego domu. Jego duch nie zakosztował wiecznego Słowa - zaproszonego na ucztę. Jego serce nie umiłowało Chrystusa - jej serce było gotowe oddać wszystko, aby tę miłość Mu okazać. Pan Jezus wyjaśniając jej czyn opowiada Szymonowi historię, która łączy miłość z przebaczeniem. Pokazuje mu, że to świadomość własnej grzeczności prowadzi do miłowania tego, który ma moc oczyścić i przebaczyć każdą winę. Im większa, głębsza świadomość swoich przewinień, tym jaśniejsza i obfitsza jest miłość osoby, której przebaczono.
Czy nie tak jest z nami dzisiaj? Nieważne na jakim etapie swojego życia dziś jesteś… Ewangelia ma moc zmienić życie na początku, ale ona także kształtuje serce przez całą życiową pielgrzymkę. Codziennie od nowa rozświetla swoim blaskiem dzieło krzyża – ukazując to, jak wiele nam przebaczono. Jak wiele nam ofiarowano. Boży Syn poświęcił wszystko, łącznie z oddanym życiem, abyśmy mogli być wolni od grzechu i żyć perspektywą wieczności z Nim. Ta prawda codziennie musi przemieniać nasze umysły, korygować błędy i pogłębiać naszą miłość do Chrystusa. Ona musi rozciągać serce i czynić je bardziej pokornym, oddanym prawdzie Ewangelii i zachwyconym wiecznym pięknem Chrystusa.
Kobieta mimo strachu, ze świadomością tego, że potrzebuje Chrystusa – uchwyciła się Go. Chrystus dał jej zbawienie. To co uczyniła miało wymiar wieczny… jej wiara zaprowadziła ją do właściwej Osoby. Dokąd dziś prowadzi Ciebie Twoja wiara? Czy do stóp tego, który jedynie jest Prawdą? Czy do Słowa, które jest odwieczne i zawiera odpowiedzi? Czy do Pana wszelkiego ludzkiego oddechu, który chce wyposażyć Cię we wszystko co jest potrzebne do mądrego i pobożnego życia? To Jego Osoba jest odpowiedzią na najgłębszą potrzebę naszego jestestwa i na każdy dylemat naszego życia. Tylko w Nim możemy odnaleźć prawdziwe ukojenie i wolność. Jego zawsze przyjmujące ramiona otulą nas w każdej trwodze. Jego łaskawe spojrzenie będzie przychylne dla każdego gestu naszej szczerej, oddanej miłości do Niego. On widzi i zna naszą szczerość. Nie bój się więc. Przychodź do Niego z odwagą.
Ojcze,
Dziękuję za hojność Twojej łaski, jaką odnajduję w Chrystusie… zawsze kiedy przychodzę do Jego stóp pragnę ocierać je swoimi łzami. Moje serce rozumie, że nie ma bezpieczniejszego miejsca dla mnie, niż On sam. W Nim bowiem istnieje wszystko, co istnieje. W Nim jestem ukryta. Dziękuję, że mimo braku Jego fizycznej obecności Ty zadbałeś o Słowo, które może odpowiadać na moje dylematy dzisiaj. Dziękuję za Ducha Świętego, najlepszego Pocieszyciela, który rozjaśnia przede mną Twoje Słowo we właściwym czasie. Dziękuję, że w wierze, a nie oglądaniu pielgrzymuję, ucząc się po prostu zaufania, w radości czy smutku, w trudach czy przyjemnościach. Ty swoje odwieczne cele zawsze doprowadzisz do końca… to łaska, że mogę być częścią Twoich zamysłów. Traktuję to też jako ogromną odpowiedzialność… dlatego Panie potrzebuję Twojej mądrości, abym poznając Ciebie – lepiej rozumiała świat i podejmowała decyzje, które poprowadzą moje serce do duchowego wzrostu w Tobie. Abym mogła oglądać Twoją chwałę… a moje serce aby klękało w zachwycie.
Dziękuję… dziękuję Ojcze za Twoją dobroć.
czwartek, 16 maja 2024
Nie bój się, tylko wierz!
Macie takie momenty, kiedy tekst Bożego Słowa po prostu „ratuje Wam życie”? Jest słodyczą dla Waszej duszy na ten konkretny czas? Ja właśnie dziś tak się poczułam… Chodź.. przyjrzyjmy się tej wspaniałej historii:
„Gdy Jezus powrócił, tłum przyjął Go z radością, bo wszyscy Go wyczekiwali. A oto przyszedł człowiek, imieniem Jair, który był przełożonym synagogi. Upadł Jezusowi do nóg i prosił Go, żeby zaszedł do jego domu. Miał bowiem córkę jedynaczkę, liczącą około dwunastu lat, która była bliska śmierci. Gdy Jezus tam szedł, tłumy napierały na Niego. (…) Gdy On jeszcze mówił, przyszedł ktoś z domu przełożonego synagogi i oznajmił: «Twoja córka umarła, nie trudź już Nauczyciela!» Lecz Jezus, słysząc to, rzekł: «Nie bój się; wierz tylko, a będzie ocalona». Gdy przyszedł do domu, nie pozwolił nikomu wejść z sobą, oprócz Piotra, Jakuba i Jana oraz ojca i matki dziecka. A wszyscy płakali i żałowali jej. Lecz On rzekł: «Nie płaczcie, bo nie umarła, tylko śpi». I wyśmiewali Go, wiedząc, że umarła. On zaś ująwszy ją za rękę rzekł głośno: «Dziewczynko, wstań!» Duch jej powrócił, i zaraz wstała. Polecił też, aby jej dano jeść. Rodzice jej osłupieli ze zdumienia, lecz On przykazał im, żeby nikomu nie mówili o tym, co się stało.” Łk 8,40-56
Wyobrażam sobie serce cierpiącego ojca, którego córka umiera (ukochana jedynaczka!). Wie, że jego jedyna nadzieja jest w Tym, o którym tak wiele słyszał… w wielkim Lekarzu. Przychodzi więc i w swojej rozpaczy błaga Pana, aby ten uratował życie jego córeczki… Wydawało się, że już nie ma czasu. Każda minuta miała znaczenie… Presja czasu, była ogromna, znacie to? Czasami ktoś z zewnątrz wywiera ją na nas, a czasami sami ją sobie stwarzamy. W tej sytuacji było to jednak zrozumiałe. Na oczach ojca odchodzi córka. On postanawia działać.
Co na to Jezus? Jakby spokojny, zmierzający do celu swojej drogi. Zostaje zatrzymany przez kogoś – tutaj dzieje się inna historia cudu kobiety cierpiącej na krwotok. Widząc to wszystko ojciec musiał czuć się jeszcze bardziej niespokojny – dlaczego Pan zatrzymuje się… Dlaczego pyta o kogoś… Dlaczego nie zajął się moją sprawą… Zapomniał o mnie?! Przecież widzi moją rozpacz! Te chwile musiały być ciemnymi momentami dla duszy ojca. Czy Jezus o tym nie wiedział? Nie rozumiał co on w tym momencie przeżywa? Jak się czuje? Dlaczego pozwolił na tą „przestrzeń” dla rozpaczy ojca?
Po tym czasie – rozpaczy duszy ojca – nadchodzi najgorsza wiadomość… „Twoja córka umarła”. Nauczycielu nie trudź się już. Jest za późno… Nic nie da się zrobić. Nie da się zmienić okoliczności. Nadeszło to, co najgorsze dla duszy ojca. Tak wyglądają często nasze scenariusze… znacie je? Ciemność jest zbyt gęsta, żeby można było dostrzec promyk światła. Otchłań jest zbyt głęboka, żeby pojawiła się ręka, która pociągnie i wskaże drogę. Niemoc jest zbyt paraliżująca, żeby można było uczynić choć jeden mały krok. Kurtyna opadła, widzowie wiwatują, a aktorzy schodzą ze sceny.
Kiedy myślę o swoim życiu, to przypominam sobie, że często doświadczałam tego uczucia. Osamotnienie. Bezradność. Niezrozumienie. Jakby właśnie te scenariusze były pisane dla mnie od zawsze rękami ludzi mnie otaczających. Właśnie… Pisali je ludzie (każdy ma swoją odpowiedzialność). A ponad opadniętą kurtyną sceny tego świata jest Ktoś Większy. Ktoś, kto stojąc tuż obok i znając właściwy czas, wkracza w bieg historii i rysuje przede mną obraz większego, piękniejszego i wznioślejszego scenariusza, niż ten ludzki. On pisze scenariusz wieczny, odpowiadający Jego charakterowi, chwale i majestatowi.
Wróćmy więc do naszej historii. Jezus usłyszał słowa osoby przynoszącej złe wiadomości. On słyszy. Zawsze. Nawet jeśli wydaje się nam, że jest „zajęty” czymś innym. Czynieniem innego cudu… Ratowaniem życia innej osoby. Błogosławieniem komuś innemu. W odpowiednim czasie nadchodzą Jego słowa nadziei: „nie bój się, tylko wierz”! … Czy wierzę w moc Jego Słowa? W moc Jego obietnic? Że jest drogą, prawdą i życiem? Czy Jego Słowo wystarczy mi, mimo, że nie widzę jeszcze rezultatów? Przecież ojciec słysząc te słowa mógł się poddać. Zrezygnować. Odwrócić się i po prostu odejść. Miał wybór, jak zareagować. On jednak zaufał Słowu! Poszedł razem z Chrystusem do swojego domu. Tam wszyscy opłakiwali tę ogromną i niewyobrażalną dla nas ludzi stratę. I wtedy znów nadchodzą słowa nadziei „nie płaczcie, nie umarła, lecz śpi”. Niektórzy z obecnych tam wyśmiali Go... wiedzieli przecież. Widzieli na własne oczy śmierć. Oglądali rzeczywistość – więc co On może wiedzieć?
Znasz to? Nosimy w sobie nieustanne pragnienie „oglądania”, „poznania” i „rozumienia”. To co oglądają nasze oczy uznajemy zbyt często za jedyną rzeczywistość. Bo przecież, jeśli zdarzyło się coś tak oczywistego, okoliczności poukładały się tak a nie inaczej – to rozwiązanie jest oczywiste. Czy nie tak podpowiada nam nasza logika? Bóg zna naszą wątłą naturę, dlatego Biblia tak wiele mówi o „wierze”. Uczy ona pielgrzymowania w rzeczywistości, której nie widzą nasze oczy. Uczy szukania tego co prawe, sprawiedliwie i Boże, mimo niesprzyjających często okoliczności życia codziennego. Mimo przeciwności. Ale błogosławiony jest ten, kto najpierw szuka Królestwa Bożego, i jego sprawiedliwości. Bądź więc błogosławiony kiedy nie widzisz… ale wierzysz w to, co mówi do ciebie Słowo i będąc mu posłusznym, szukasz Królestwa Bożego i żyjesz jego prawami.
W tak beznadziejnej sytuacji, Chrystus zamanifestował swoją moc. Przywrócił dziewczynkę do życia. Dlaczego? Bo miał taką moc. Bo jest Panem życia i śmierci. Jezus nigdy się nie spieszy. Zawsze przychodzi na czas. A my? Bądźmy jak Jair. Rozumiejmy naszą odpowiedzialność. Jego wiara była aktywna i czynna w działaniu – zaprowadziła go do Pana życia i śmierci. Nie poddał się mimo złych wiadomości. Pragnął przecież tego co dobre… życia swojego dziecka. Dokąd dziś prowadzi nas nasza wiara? Czy czyni nas aktywnymi w działaniu i posłuszeństwie Słowu?
Ojcze,
jakże dziękuję Ci, że Ty nigdy nie spóźniasz się. I choć często moją duszę zalewa rozpacz z powodu tego, co oglądają moje oczy… to pragnę wiary. Tej, która poprowadzi mnie do posłuszeństwa Twojemu Słowu. Tej, która zaufa na przekór niesprzyjającym okolicznościom. Tej, która z odwagą będzie szła. Wiary, która sięga za kurtynę tego świata i jest umacniania w obecności Pana istniejącej rzeczywistości. Ojcze… to w wierze, a nie oglądaniu chcę pielgrzymować, choć wiem, że tak często w swojej łasce dajesz mi oglądać rezultaty swojej mocy. To Twoja obfita hojność i łaskawość sprawiają, że nieustannie odżywiasz moją słabą i wątpiącą duszę. Chcę być jak Jair… szukać pomocy, kiedy powinnam. Czekać, kiedy powinnam. Iść na przód, kiedy powinnam. To Słowo Twoje jest pochodnią dla nóg moich. Tak wierzę Ojcze!
mara
czwartek, 9 maja 2024
Miłość, która jest gotowa oddać?
Czy prawdziwa miłość zdolna jest oddać, zrezygnować z obiektu swojej miłości? Dziś niesamowicie poruszył mnie ten tekst:
„Potem dwie nierządnice przyszły do króla i stanęły przed nim. Jedna z kobiet powiedziała: «Litości, panie mój! Ja i ta kobieta mieszkamy w jednym domu. Ja porodziłam, kiedy ona była w domu. A trzeciego dnia po moim porodzie ta kobieta również porodziła. Byłyśmy razem. Nikogo innego z nami w domu nie było, tylko my obydwie. Syn tej kobiety zmarł w nocy, bo położyła się na nim. Wtedy pośród nocy wstała i zabrała mojego syna od mego boku, kiedy twoja służebnica spała, i przyłożyła go do swoich piersi, położywszy przy mnie swego syna zmarłego. Kiedy rano wstałam, aby nakarmić mojego syna, patrzę, a oto on martwy! Gdy mu się przyjrzałam przy świetle, rozpoznałam, że to nie był mój syn, którego urodziłam». Na to odparła druga kobieta: «Wcale nie, bo mój syn żyje, a twój syn zmarł». Tamta zaś mówi: «Właśnie że nie, bo twój syn zmarł, a mój syn żyje». I tak wykrzykiwały wobec króla. Wówczas król powiedział: «Ta mówi: To mój syn żyje, a twój syn zmarł; tamta zaś mówi: Nie, bo twój syn zmarł, a mój syn żyje». Następnie król rzekł: «Przynieście mi miecz!» Niebawem przyniesiono miecz królowi. A wtedy król rozkazał: «Rozetnijcie to żywe dziecko na dwoje i dajcie połowę jednej i połowę drugiej!» Wówczas kobietę, której syn był żywy, zdjęła litość nad swoim synem i zawołała: «Litości, panie mój! Niech dadzą jej dziecko żywe, abyście tylko go nie zabijali!» Tamta zaś mówiła: «Niech nie będzie ani moje, ani twoje! Rozetnijcie!» Na to król zabrał głos i powiedział: «Dajcie tamtej to żywe dziecko i nie zabijajcie go! Ona jest jego matką». Kiedy o tym wyroku sądowym króla dowiedział się cały Izrael, czcił króla, bo przekonał się, że jest obdarzony mądrością Bożą do sprawowania sądów. I Krl 3,16-28
Czy stałeś kiedyś przed wyborem? A może musiałeś oddać coś, co bardzo kochałeś.. A może nie miałaś żadnego wpływu na sytuację i ktoś inny rościł sobie prawa, do tego co Twoje? Ta scena jest bardzo życiowa.. ale przyjrzyjmy się proszę postawie matki. Sercu, które kocha i jest gotowe poświęcić swoją miłość, aby uratować/zachować obiekt swojej miłości.
Król znalazł doskonałe rozwiązanie… Wiedział, że prawdziwa miłość nie szuka swego, ale zrobi wszystko, żeby ochronić obiekt swojej miłości:
„Wówczas kobietę, której syn był żywy, zdjęła litość nad swoim synem i zawołała: «Litości, panie mój! Niech dadzą jej dziecko żywe, abyście tylko go nie zabijali!» Tamta zaś mówiła: «Niech nie będzie ani moje, ani twoje! Rozetnijcie!» Na to król zabrał głos i powiedział: «Dajcie tamtej to żywe dziecko i nie zabijajcie go! Ona jest jego matką».”.
Prawdziwa matka dziecka była gotowa je oddać drugiej kobiecie, byleby zostało przy życiu. Czy to nie jest prawdziwa miłość? Szukanie tylko dobra dla obiektu swojej miłości…
Druga matka nie troszczyła się o dobro dziecka. Nie przejmowało ją też zniszczenie drugiej kobiety. Troszczyła się tylko o siebie i swoje pragnienia. Po tym król rozpoznał, kto prawdziwie jest matką dziecka.
Salomonie.. dziękuję za Twoje rozeznawanie tego co słuszne, piękne i prawdziwe oraz demaskowanie tego, co złe… Prawdopodobnie nikt z nas nigdy nie stanął i nie stanie przed takim dylematem (nikt nie zaproponuje przecięcia dziecka 😊)…. Ale czy podobne scenariusze nie przydarzają się i nam? Czy nie często stoimy przed dylematem… szukania dobra własnego czy może dobra obiektu naszego umiłowania? Czy nie do takich właśnie dylematów sprowadzają się zmagania miłości na wielu płaszczyznach? Kiedy zostanie ona wystawiona na próbę… czy będziemy gotowi ją złożyć na ołtarzu poświęcenia, odpuszczenia, oddania… aby tylko obiekt tej miłości został zachowany – przy życiu (tym co dla niego dobre)? Zastanów się proszę przez chwilę… kiedy ostatni raz zdarzyło Ci się poświęcić miłość do czegoś lub kogoś Ci tak bliskiego, aby prawdziwie zachować jego dobro? Aby ułatwić…, aby „uwolnić” i usunąć się w cień… Czasem to „dobro” ma różne odcienie, i nie zawsze wpisuje się w nasze wyobrażenia. W opisanej historii tym „dobrem” było po prostu życie dziecka i prawdopodobnie wychowywanie go przez obcą, żądną kobietę… ale wciąż zwyciężyło życie, które góruje nad śmiercią.
Ile razy ostatnio oddawałaś/eś coś na ołtarzu Panu… mimo rozerwanego z bólu serca? Znasz to uczucie? Wierzę, że to ogromny test wiary, którego doświadczy Boże dziecko w podróży z Bogiem.. Wielu przyjdzie zmierzyć się z „oddaniem swojego Izaaka”, z poświęceniem czegoś, może wycofaniem się – aby zachować czyjeś życie (dobro) i zakończyć „walkę przed Królem”.
To często takie sytuacje są dla nas największym testem wiary, zaufania i prawdziwej miłości. Należy jednak duchowymi oczami rozpoznać to oraz właściwy czas. Dlatego zostawiam Ciebie i siebie z pytaniem… Czy oddasz, poświęcisz swoją miłość (wszystko to, co Twoje), kiedy przyjdzie właściwy czas… bez perspektywy, że kiedyś to odzyskasz, aby chronić obiekt tej miłości? Czy raczej zechcesz tkwić w walce? A może będziesz jak druga kobieta, która kierując się swoimi pragnieniami i złością, niszczyła inną kobietę? Za wszelką cenę pragnęła dziecka – a ostatecznie godziła się z jego śmiercią. Żądza zawładnięcia i posiadania dla siebie zawsze prowadzi do śmierci, dąży do celu pozostawiając za sobą zgliszcza… Prawdziwa miłość dąży do życia. Podobnie ujął to T. Keller: „Żądza mówi: „co możesz zrobić dla mnie?”. Miłość mówi: „Co mogę zrobić dla Ciebie?”.
mara
poniedziałek, 6 maja 2024
Dzielna Kobieto, dziękuję
Przypowieści Salomona 31, 10-31:
10 Dzielną kobietę – któż ją znajdzie? Daleko ponad korale sięga jej wartość.
11 Na niej polega serce męża, i nie zabraknie mu dobytku.
12 Dobrze mu świadczy – a nie źle, po wszystkie dni swojego życia.
13 Szuka wełny i lnu; ochoczo się krząta swą dłonią.
14 Podobna jest do okrętów kupca, bowiem z daleka sprowadza swój chleb.
15 Wstaje dopóki jeszcze noc; wydziela żywność dla swojego domu i zwykłe zatrudnienie dla swych służebnic.
16 Myśli o polu i je nabywa; zasadza winnicę z owocu swoich rąk.
17 Mocą przepasuje swe biodra i krzepko porusza swe ramiona.
18 Uważa, by dobry był jej produkt; w nocy nie gaśnie jej światło.
19 Swoją ręka sięga po wrzeciona, a jej palce ujmują przęślicę.
20 Swoją dłoń otwiera biednemu i swe ręce wyciąga ku ubogiemu.
21 Nie obawia się śniegu na swoim domu, bo cały jej dom ubrany jest w szkarłat.
22 Sporządza sobie kobierce; bisior i purpura stanowią jej szatę.
23 Jej mąż jest poważany w bramach, gdy zasiada ze starszyzną kraju.
24 Przygotowuje też zarzutki i je sprzedaje, a pas podaje kramarzowi.
25 Jej strojem jest moc, wspaniałość i z uśmiechem spogląda na przyszły dzień.
26 Swe usta otwiera z mądrością, a na jej języku uprzejma nauka.
27 Czuwa nad porządkiem swojego domu i chleba próżniactwa nie jada.
28 Jej synowie występują i nazywają ją szczęśliwą, a jej mąż ją wysławia:
29 Wiele niewiast dzielnie się pokazało, jednak ty przewyższasz je wszystkie.
30 Ułudą jest wdzięk, a piękność ulotna; lecz bogobojna niewiasta godna jest chwały.
31 Oddajcie jej owoc jej rąk, a w bramach niechaj ją sławią jej czyny.
Jako mała dziewczynka często czytałam ten tekst.. w jakimś wymiarze nawet marzyłam nieśmiało, żeby... tu zostawię kropki.
Do dziś fascynuje mnie ten opis, pewnego ideału, ale wierzę, że możliwego do osiągnięcia – w Chrystusie. Duch Święty czyni wspaniałe dzieło (przez próby, doświadczenia, modlitwę i Słowo) w każdym Bożym dziecku - upodabnia do Chrystusa, modelując serce na wzór samego Pana.
Zachwycona tym opisem, postanowiłam napisać list do Dzielnej Kobiety wyrażając moje uznanie.
Dzielna Kobieto,
co takiego sprawiało, że żyłaś w tak zwyczajny, a jednak niezwykły sposób? Czy chodziło o Twoje serce – oddane Bogu? Ty bałaś się Boga. To z bojaźni Bożej i pragnienia bycia Jemu posłuszną wypływa z człowieka to co szlachetne. Piękne i oddane Bogu serce kształtuje piękne czyny. Do głębi dotyka mnie fakt, że Twój mąż był chwalony i doceniany wśród ludzi – dlatego, że Ty zapewniałaś mu dobrostan. O jakże wielu mężów marzy dziś o takiej żonie. O odpoczywaniu przy niej. O cieszeniu się nią. O byciu dumnym z niej. O ufaniu jej i powierzaniu spraw, od tych prozaicznych po najgłębsze.
Twój mąż o nic nie musiał się martwić, bo dbałaś o dom i całą rodzinę. Pracowałaś dniami i wstawałaś o świcie przed wszystkimi, żeby zapewnić wszystko co jest potrzebne domownikom. To co tworzyłaś było dobrej jakości, nie było więc mowy o bylejakości. Charakteryzowała Cię nie tylko duża zaradność, chęć pracy i odpowiedzialności… ale także bogate wewnętrzne życie i jego siła. Ty troszczyłaś się o ludzi! Kochałaś ludzi. Zabiegałaś o to, co wewnętrzne, a nie o to, jak wyglądasz. Byłaś pełna pasji do życia i tryskało z Ciebie pozytywne nastawienie. Twoje dzieci postrzegały Cię jako szczęśliwą – widziały więc, że jesteś spełniona, wdzięczna i nie narzekasz. Mąż Cię wysławiał… To naprawdę cenny dar, mieć męża, który docenia, uwielbia i jest rozkochany w swojej żonie. Ty właśnie takiego miałaś! Wierzę, że to jeszcze bardziej uskrzydlało Cię i dodawało chęci do większego służenia mu. Byłaś także mądra. Kiedy wypowiadałaś się, były to słowa rozważne i poważane na tyle, że ludzie chcieli słuchać tego, co masz do powiedzenia. Ufali Ci.
Dzielna Kobieto, co sprawiło, że masz w sobie takie cechy? Wierzę, że znałaś Boga, blisko, intymnie. Na tyle, że wiedziałaś co jest Jemu miłe. Znałaś Jego charakter, więc wiedziałaś czego od Ciebie oczekuje – a Ty chciałaś być Mu posłuszna, podobać się Jemu. Rozumiałaś, że służąc pełnią siebie mężowi i swojemu domowi – służysz Bogu Najwyższemu. Kochając męża i dom, kochałaś Boga.
Wyprzedziłaś swoją postawą zapowiedź kobiet w Nowym Testamencie!
Dziękuję za Twoje świadectwo.
Drogie kobiety… czy podoba Wam się ten opis? Porusza Wasze serca? Chciałybyście być przez kogoś tak opisane i podziwiane przez przyszłych lub obecnych mężów? Wierzę, że jest to możliwe w Chrystusie. Do tego powołuje nas Bóg - do bycia jak Chrystus. Kochajmy Boga ponad wszystko, poznawajmy Go w Słowie, rozumiemy co jest Jemu miłe… a staniemy się takimi żonami.
I pamiętaj proszę… nawet jeśli nie zostaniesz nigdy żoną, to nie trać nadziei i entuzjazmu. Pan na pewno wykorzysta Twój charakter, talenty i wszystko co Ci dał - do budowania swojego Królestwa, bądź gotowa. Nagroda będzie wielka. Może pomoże Ci w tym modlitwa, którą ja dziś we łzach zaniosłam do Ojca:
Ojcze, jeśli moja samotność uwielbi Twoje imię, przyniesie chwałę Tobie i będzie użyteczna dla Twojego Królestwa, bardziej niż małżeństwo… to chcę być sama całe życie. Tak mi dopomóż mój Panie.
Angelika