Macie takie momenty, kiedy tekst Bożego Słowa po prostu „ratuje Wam życie”? Jest słodyczą dla Waszej duszy na ten konkretny czas? Ja właśnie dziś tak się poczułam… Chodź.. przyjrzyjmy się tej wspaniałej historii:
„Gdy Jezus powrócił, tłum przyjął Go z radością, bo wszyscy Go wyczekiwali. A oto przyszedł człowiek, imieniem Jair, który był przełożonym synagogi. Upadł Jezusowi do nóg i prosił Go, żeby zaszedł do jego domu. Miał bowiem córkę jedynaczkę, liczącą około dwunastu lat, która była bliska śmierci. Gdy Jezus tam szedł, tłumy napierały na Niego. (…) Gdy On jeszcze mówił, przyszedł ktoś z domu przełożonego synagogi i oznajmił: «Twoja córka umarła, nie trudź już Nauczyciela!» Lecz Jezus, słysząc to, rzekł: «Nie bój się; wierz tylko, a będzie ocalona». Gdy przyszedł do domu, nie pozwolił nikomu wejść z sobą, oprócz Piotra, Jakuba i Jana oraz ojca i matki dziecka. A wszyscy płakali i żałowali jej. Lecz On rzekł: «Nie płaczcie, bo nie umarła, tylko śpi». I wyśmiewali Go, wiedząc, że umarła. On zaś ująwszy ją za rękę rzekł głośno: «Dziewczynko, wstań!» Duch jej powrócił, i zaraz wstała. Polecił też, aby jej dano jeść. Rodzice jej osłupieli ze zdumienia, lecz On przykazał im, żeby nikomu nie mówili o tym, co się stało.” Łk 8,40-56
Wyobrażam sobie serce cierpiącego ojca, którego córka umiera (ukochana jedynaczka!). Wie, że jego jedyna nadzieja jest w Tym, o którym tak wiele słyszał… w wielkim Lekarzu. Przychodzi więc i w swojej rozpaczy błaga Pana, aby ten uratował życie jego córeczki… Wydawało się, że już nie ma czasu. Każda minuta miała znaczenie… Presja czasu, była ogromna, znacie to? Czasami ktoś z zewnątrz wywiera ją na nas, a czasami sami ją sobie stwarzamy. W tej sytuacji było to jednak zrozumiałe. Na oczach ojca odchodzi córka. On postanawia działać.
Co na to Jezus? Jakby spokojny, zmierzający do celu swojej drogi. Zostaje zatrzymany przez kogoś – tutaj dzieje się inna historia cudu kobiety cierpiącej na krwotok. Widząc to wszystko ojciec musiał czuć się jeszcze bardziej niespokojny – dlaczego Pan zatrzymuje się… Dlaczego pyta o kogoś… Dlaczego nie zajął się moją sprawą… Zapomniał o mnie?! Przecież widzi moją rozpacz! Te chwile musiały być ciemnymi momentami dla duszy ojca. Czy Jezus o tym nie wiedział? Nie rozumiał co on w tym momencie przeżywa? Jak się czuje? Dlaczego pozwolił na tą „przestrzeń” dla rozpaczy ojca?
Po tym czasie – rozpaczy duszy ojca – nadchodzi najgorsza wiadomość… „Twoja córka umarła”. Nauczycielu nie trudź się już. Jest za późno… Nic nie da się zrobić. Nie da się zmienić okoliczności. Nadeszło to, co najgorsze dla duszy ojca. Tak wyglądają często nasze scenariusze… znacie je? Ciemność jest zbyt gęsta, żeby można było dostrzec promyk światła. Otchłań jest zbyt głęboka, żeby pojawiła się ręka, która pociągnie i wskaże drogę. Niemoc jest zbyt paraliżująca, żeby można było uczynić choć jeden mały krok. Kurtyna opadła, widzowie wiwatują, a aktorzy schodzą ze sceny.
Kiedy myślę o swoim życiu, to przypominam sobie, że często doświadczałam tego uczucia. Osamotnienie. Bezradność. Niezrozumienie. Jakby właśnie te scenariusze były pisane dla mnie od zawsze rękami ludzi mnie otaczających. Właśnie… Pisali je ludzie (każdy ma swoją odpowiedzialność). A ponad opadniętą kurtyną sceny tego świata jest Ktoś Większy. Ktoś, kto stojąc tuż obok i znając właściwy czas, wkracza w bieg historii i rysuje przede mną obraz większego, piękniejszego i wznioślejszego scenariusza, niż ten ludzki. On pisze scenariusz wieczny, odpowiadający Jego charakterowi, chwale i majestatowi.
Wróćmy więc do naszej historii. Jezus usłyszał słowa osoby przynoszącej złe wiadomości. On słyszy. Zawsze. Nawet jeśli wydaje się nam, że jest „zajęty” czymś innym. Czynieniem innego cudu… Ratowaniem życia innej osoby. Błogosławieniem komuś innemu. W odpowiednim czasie nadchodzą Jego słowa nadziei: „nie bój się, tylko wierz”! … Czy wierzę w moc Jego Słowa? W moc Jego obietnic? Że jest drogą, prawdą i życiem? Czy Jego Słowo wystarczy mi, mimo, że nie widzę jeszcze rezultatów? Przecież ojciec słysząc te słowa mógł się poddać. Zrezygnować. Odwrócić się i po prostu odejść. Miał wybór, jak zareagować. On jednak zaufał Słowu! Poszedł razem z Chrystusem do swojego domu. Tam wszyscy opłakiwali tę ogromną i niewyobrażalną dla nas ludzi stratę. I wtedy znów nadchodzą słowa nadziei „nie płaczcie, nie umarła, lecz śpi”. Niektórzy z obecnych tam wyśmiali Go... wiedzieli przecież. Widzieli na własne oczy śmierć. Oglądali rzeczywistość – więc co On może wiedzieć?
Znasz to? Nosimy w sobie nieustanne pragnienie „oglądania”, „poznania” i „rozumienia”. To co oglądają nasze oczy uznajemy zbyt często za jedyną rzeczywistość. Bo przecież, jeśli zdarzyło się coś tak oczywistego, okoliczności poukładały się tak a nie inaczej – to rozwiązanie jest oczywiste. Czy nie tak podpowiada nam nasza logika? Bóg zna naszą wątłą naturę, dlatego Biblia tak wiele mówi o „wierze”. Uczy ona pielgrzymowania w rzeczywistości, której nie widzą nasze oczy. Uczy szukania tego co prawe, sprawiedliwie i Boże, mimo niesprzyjających często okoliczności życia codziennego. Mimo przeciwności. Ale błogosławiony jest ten, kto najpierw szuka Królestwa Bożego, i jego sprawiedliwości. Bądź więc błogosławiony kiedy nie widzisz… ale wierzysz w to, co mówi do ciebie Słowo i będąc mu posłusznym, szukasz Królestwa Bożego i żyjesz jego prawami.
W tak beznadziejnej sytuacji, Chrystus zamanifestował swoją moc. Przywrócił dziewczynkę do życia. Dlaczego? Bo miał taką moc. Bo jest Panem życia i śmierci. Jezus nigdy się nie spieszy. Zawsze przychodzi na czas. A my? Bądźmy jak Jair. Rozumiejmy naszą odpowiedzialność. Jego wiara była aktywna i czynna w działaniu – zaprowadziła go do Pana życia i śmierci. Nie poddał się mimo złych wiadomości. Pragnął przecież tego co dobre… życia swojego dziecka. Dokąd dziś prowadzi nas nasza wiara? Czy czyni nas aktywnymi w działaniu i posłuszeństwie Słowu?
Ojcze,
jakże dziękuję Ci, że Ty nigdy nie spóźniasz się. I choć często moją duszę zalewa rozpacz z powodu tego, co oglądają moje oczy… to pragnę wiary. Tej, która poprowadzi mnie do posłuszeństwa Twojemu Słowu. Tej, która zaufa na przekór niesprzyjającym okolicznościom. Tej, która z odwagą będzie szła. Wiary, która sięga za kurtynę tego świata i jest umacniania w obecności Pana istniejącej rzeczywistości. Ojcze… to w wierze, a nie oglądaniu chcę pielgrzymować, choć wiem, że tak często w swojej łasce dajesz mi oglądać rezultaty swojej mocy. To Twoja obfita hojność i łaskawość sprawiają, że nieustannie odżywiasz moją słabą i wątpiącą duszę. Chcę być jak Jair… szukać pomocy, kiedy powinnam. Czekać, kiedy powinnam. Iść na przód, kiedy powinnam. To Słowo Twoje jest pochodnią dla nóg moich. Tak wierzę Ojcze!
mara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz