czwartek, 16 maja 2024

Nie bój się, tylko wierz!



Macie takie momenty, kiedy tekst Bożego Słowa po prostu „ratuje Wam życie”? Jest słodyczą dla Waszej duszy na ten konkretny czas? Ja właśnie dziś tak się poczułam… Chodź.. przyjrzyjmy się tej wspaniałej historii:

 

Gdy Jezus powrócił, tłum przyjął Go z radością, bo wszyscy Go wyczekiwali. A oto przyszedł człowiek, imieniem Jair, który był przełożonym synagogi. Upadł Jezusowi do nóg i prosił Go, żeby zaszedł do jego domu. Miał bowiem córkę jedynaczkę, liczącą około dwunastu lat, która była bliska śmierci. Gdy Jezus tam szedł, tłumy napierały na Niego. (…) Gdy On jeszcze mówił, przyszedł ktoś z domu przełożonego synagogi i oznajmił: «Twoja córka umarła, nie trudź już Nauczyciela!» Lecz Jezus, słysząc to, rzekł: «Nie bój się; wierz tylko, a będzie ocalona». Gdy przyszedł do domu, nie pozwolił nikomu wejść z sobą, oprócz Piotra, Jakuba i Jana oraz ojca i matki dziecka. A wszyscy płakali i żałowali jej. Lecz On rzekł: «Nie płaczcie, bo nie umarła, tylko śpi». I wyśmiewali Go, wiedząc, że umarła. On zaś ująwszy ją za rękę rzekł głośno: «Dziewczynko, wstań!» Duch jej powrócił, i zaraz wstała. Polecił też, aby jej dano jeść. Rodzice jej osłupieli ze zdumienia, lecz On przykazał im, żeby nikomu nie mówili o tym, co się stało.” Łk 8,40-56

 

Wyobrażam sobie serce cierpiącego ojca, którego córka umiera (ukochana jedynaczka!). Wie, że jego jedyna nadzieja jest w Tym, o którym tak wiele słyszał… w wielkim Lekarzu. Przychodzi więc i w swojej rozpaczy błaga Pana, aby ten uratował życie jego córeczki… Wydawało się, że już nie ma czasu. Każda minuta miała znaczenie… Presja czasu, była ogromna, znacie to? Czasami ktoś z zewnątrz wywiera ją na nas, a czasami sami ją sobie stwarzamy. W tej sytuacji było to jednak zrozumiałe. Na oczach ojca odchodzi córka. On postanawia działać.

 

Co na to Jezus? Jakby spokojny, zmierzający do celu swojej drogi. Zostaje zatrzymany przez kogoś – tutaj dzieje się inna historia cudu kobiety cierpiącej na krwotok. Widząc to wszystko ojciec musiał czuć się jeszcze bardziej niespokojny – dlaczego Pan zatrzymuje się… Dlaczego pyta o kogoś… Dlaczego nie zajął się moją sprawą… Zapomniał o mnie?! Przecież widzi moją rozpacz! Te chwile musiały być ciemnymi momentami dla duszy ojca. Czy Jezus o tym nie wiedział? Nie rozumiał co on w tym momencie przeżywa? Jak się czuje? Dlaczego pozwolił na tą „przestrzeń” dla rozpaczy ojca?

 

Po tym czasie – rozpaczy duszy ojca – nadchodzi najgorsza wiadomość… „Twoja córka umarła”. Nauczycielu nie trudź się już. Jest za późno… Nic nie da się zrobić. Nie da się zmienić okoliczności. Nadeszło to, co najgorsze dla duszy ojca. Tak wyglądają często nasze scenariusze… znacie je? Ciemność jest zbyt gęsta, żeby można było dostrzec promyk światła. Otchłań jest zbyt głęboka, żeby pojawiła się ręka, która pociągnie i wskaże drogę. Niemoc jest zbyt paraliżująca, żeby można było uczynić choć jeden mały krok. Kurtyna opadła, widzowie wiwatują, a aktorzy schodzą ze sceny.

 

Kiedy myślę o swoim życiu, to przypominam sobie, że często doświadczałam tego uczucia. Osamotnienie. Bezradność. Niezrozumienie. Jakby właśnie te scenariusze były pisane dla mnie od zawsze rękami ludzi mnie otaczających. Właśnie… Pisali je ludzie (każdy ma swoją odpowiedzialność). A ponad opadniętą kurtyną sceny tego świata jest Ktoś Większy. Ktoś, kto stojąc tuż obok i znając właściwy czas, wkracza w bieg historii i rysuje przede mną obraz większego, piękniejszego i wznioślejszego scenariusza, niż ten ludzki. On pisze scenariusz wieczny, odpowiadający Jego charakterowi, chwale i majestatowi.

 

Wróćmy więc do naszej historii. Jezus usłyszał słowa osoby przynoszącej złe wiadomości. On słyszy. Zawsze. Nawet jeśli wydaje się nam, że jest „zajęty” czymś innym. Czynieniem innego cudu… Ratowaniem życia innej osoby. Błogosławieniem komuś innemu. W odpowiednim czasie nadchodzą Jego słowa nadziei: „nie bój się, tylko wierz”! … Czy wierzę w moc Jego Słowa? W moc Jego obietnic? Że jest drogą, prawdą i życiem? Czy Jego Słowo wystarczy mi, mimo, że nie widzę jeszcze rezultatów? Przecież ojciec słysząc te słowa mógł się poddać. Zrezygnować. Odwrócić się i po prostu odejść. Miał wybór, jak zareagować. On jednak zaufał Słowu! Poszedł razem z Chrystusem do swojego domu. Tam wszyscy opłakiwali tę ogromną i niewyobrażalną dla nas ludzi stratę. I wtedy znów nadchodzą słowa nadziei „nie płaczcie, nie umarła, lecz śpi”. Niektórzy z obecnych tam wyśmiali Go... wiedzieli przecież. Widzieli na własne oczy śmierć. Oglądali rzeczywistość – więc co On może wiedzieć? 

 

Znasz to? Nosimy w sobie nieustanne pragnienie „oglądania”, „poznania” i „rozumienia”. To co oglądają nasze oczy uznajemy zbyt często za jedyną rzeczywistość. Bo przecież, jeśli zdarzyło się coś tak oczywistego, okoliczności poukładały się tak a nie inaczej – to rozwiązanie jest oczywiste. Czy nie tak podpowiada nam nasza logika? Bóg zna naszą wątłą naturę, dlatego Biblia tak wiele mówi o „wierze”. Uczy ona pielgrzymowania w rzeczywistości, której nie widzą nasze oczy. Uczy szukania tego co prawe, sprawiedliwie i Boże, mimo niesprzyjających często okoliczności życia codziennego. Mimo przeciwności. Ale błogosławiony jest ten, kto najpierw szuka Królestwa Bożego, i jego sprawiedliwości. Bądź więc błogosławiony kiedy nie widzisz… ale wierzysz w to, co mówi do ciebie Słowo i będąc mu posłusznym, szukasz Królestwa Bożego i żyjesz jego prawami.

 

W tak beznadziejnej sytuacji, Chrystus zamanifestował swoją moc. Przywrócił dziewczynkę do życia. Dlaczego? Bo miał taką moc. Bo jest Panem życia i śmierci. Jezus nigdy się nie spieszy. Zawsze przychodzi na czas. A my? Bądźmy jak Jair. Rozumiejmy naszą odpowiedzialność. Jego wiara była aktywna i czynna w działaniu – zaprowadziła go do Pana życia i śmierci. Nie poddał się mimo złych wiadomości. Pragnął przecież tego co dobre… życia swojego dziecka. Dokąd dziś prowadzi nas nasza wiara? Czy czyni nas aktywnymi w działaniu i posłuszeństwie Słowu?

 

Ojcze,

jakże dziękuję Ci, że Ty nigdy nie spóźniasz się. I choć często moją duszę zalewa rozpacz z powodu tego, co oglądają moje oczy… to pragnę wiary. Tej, która poprowadzi mnie do posłuszeństwa Twojemu Słowu. Tej, która zaufa na przekór niesprzyjającym okolicznościom. Tej, która z odwagą będzie szła. Wiary, która sięga za kurtynę tego świata i jest umacniania w obecności Pana istniejącej rzeczywistości. Ojcze… to w wierze, a nie oglądaniu chcę pielgrzymować, choć wiem, że tak często w swojej łasce dajesz mi oglądać rezultaty swojej mocy. To Twoja obfita hojność i łaskawość sprawiają, że nieustannie odżywiasz moją słabą i wątpiącą duszę. Chcę być jak Jair… szukać pomocy, kiedy powinnam. Czekać, kiedy powinnam. Iść na przód, kiedy powinnam. To Słowo Twoje jest pochodnią dla nóg moich. Tak wierzę Ojcze!


mara

czwartek, 9 maja 2024

Miłość, która jest gotowa oddać?



Czy prawdziwa miłość zdolna jest oddać, zrezygnować z obiektu swojej miłości? Dziś niesamowicie poruszył mnie ten tekst:

„Potem dwie nierządnice przyszły do króla i stanęły przed nim.  Jedna z kobiet powiedziała: «Litości, panie mój! Ja i ta kobieta mieszkamy w jednym domu. Ja porodziłam, kiedy ona była w domu.  A trzeciego dnia po moim porodzie ta kobieta również porodziła. Byłyśmy razem. Nikogo innego z nami w domu nie było, tylko my obydwie.  Syn tej kobiety zmarł w nocy, bo położyła się na nim.  Wtedy pośród nocy wstała i zabrała mojego syna od mego boku, kiedy twoja służebnica spała, i przyłożyła go do swoich piersi, położywszy przy mnie swego syna zmarłego.  Kiedy rano wstałam, aby nakarmić mojego syna, patrzę, a oto on martwy! Gdy mu się przyjrzałam przy świetle, rozpoznałam, że to nie był mój syn, którego urodziłam».  Na to odparła druga kobieta: «Wcale nie, bo mój syn żyje, a twój syn zmarł». Tamta zaś mówi: «Właśnie że nie, bo twój syn zmarł, a mój syn żyje». I tak wykrzykiwały wobec króla. Wówczas król powiedział: «Ta mówi: To mój syn żyje, a twój syn zmarł; tamta zaś mówi: Nie, bo twój syn zmarł, a mój syn żyje».  Następnie król rzekł: «Przynieście mi miecz!» Niebawem przyniesiono miecz królowi.  A wtedy król rozkazał: «Rozetnijcie to żywe dziecko na dwoje i dajcie połowę jednej i połowę drugiej!»  Wówczas kobietę, której syn był żywy, zdjęła litość nad swoim synem i zawołała: «Litości, panie mój! Niech dadzą jej dziecko żywe, abyście tylko go nie zabijali!» Tamta zaś mówiła: «Niech nie będzie ani moje, ani twoje! Rozetnijcie!» Na to król zabrał głos i powiedział: «Dajcie tamtej to żywe dziecko i nie zabijajcie go! Ona jest jego matką». Kiedy o tym wyroku sądowym króla dowiedział się cały Izrael, czcił króla, bo przekonał się, że jest obdarzony mądrością Bożą do sprawowania sądów. I Krl 3,16-28


Czy stałeś kiedyś przed wyborem? A może musiałeś oddać coś, co bardzo kochałeś.. A może nie miałaś żadnego wpływu na sytuację i ktoś inny rościł sobie prawa, do tego co Twoje? Ta scena jest bardzo życiowa.. ale przyjrzyjmy się proszę postawie matki. Sercu, które kocha i jest gotowe poświęcić swoją miłość, aby uratować/zachować obiekt swojej miłości.

 

Czasami mogą zdarzyć się chwile, że stabilne i spokojne życie zostanie zaburzone przez nieoczekiwane okoliczności… Nagle okazuje się, że może coś lub ktoś kogo kochamy, znika z naszego życia… a przepychanki słowne, argumenty i udowadnianie racji na nic się zdadzą. Każdy ma w takich chwilach swoją perspektywę na sytuację i własne argumenty. Podobnie było w przypadku opisanych wyżej bohaterek. Jedna  z nich straciła dziecko – utraciła więc kogoś, kogo kochała prawdopodobnie najbardziej na świecie, z kim wiązała marzenia, pragnienia i przyszłość, kto był obiektem pełni jej uczuć. Mimo to nie poddała się i zobaczyła nadzieję w złym rozwiązaniu – sięgnęła po coś, co się jej nie należało, zabrała dziecko współlokatorki. Jej „pragnienia” wydają się usprawiedliwiać taki czyn… czyżby? Druga kobieta, kiedy zorientowała się, co się wydarzyło – od razu przystąpiła do ochrony tego co swoje. Kochała przecież swoje dziecko – prawdziwa miłość chroni obiekt swojej miłości i chroni samą tę miłość (to zdrowa forma zazdrości). Kiedy nie mogły dojść do porozumienia – postanowiły stanąć przed Salomonem, który mądrze rozsądzi, co zrobić w takiej sytuacji.
„Wówczas król powiedział: «Ta mówi: To mój syn żyje, a twój syn zmarł; tamta zaś mówi: Nie, bo twój syn zmarł, a mój syn żyje». Następnie król rzekł: «Przynieście mi miecz!» Niebawem przyniesiono miecz królowi. A wtedy król rozkazał: «Rozetnijcie to żywe dziecko na dwoje i dajcie połowę jednej i połowę drugiej!”

 

Król znalazł doskonałe rozwiązanie… Wiedział, że prawdziwa miłość nie szuka swego, ale zrobi wszystko, żeby ochronić obiekt swojej miłości:

„Wówczas kobietę, której syn był żywy, zdjęła litość nad swoim synem i zawołała: «Litości, panie mój! Niech dadzą jej dziecko żywe, abyście tylko go nie zabijali!» Tamta zaś mówiła: «Niech nie będzie ani moje, ani twoje! Rozetnijcie!» Na to król zabrał głos i powiedział: «Dajcie tamtej to żywe dziecko i nie zabijajcie go! Ona jest jego matką».”.

 

Prawdziwa matka dziecka była gotowa je oddać drugiej kobiecie, byleby zostało przy życiu. Czy to nie jest prawdziwa miłość? Szukanie tylko dobra dla obiektu swojej miłości…

Druga matka nie troszczyła się o dobro dziecka. Nie przejmowało ją też zniszczenie drugiej kobiety. Troszczyła się tylko o siebie i swoje pragnienia. Po tym król rozpoznał, kto prawdziwie jest matką dziecka.

 

Salomonie.. dziękuję za Twoje rozeznawanie tego co słuszne, piękne i prawdziwe oraz demaskowanie tego, co złe… Prawdopodobnie nikt z nas nigdy nie stanął i nie stanie przed takim dylematem (nikt nie zaproponuje przecięcia dziecka 😊)…. Ale czy podobne scenariusze nie przydarzają się i nam? Czy nie często stoimy przed dylematem… szukania dobra własnego czy może dobra obiektu naszego umiłowania? Czy nie do takich właśnie dylematów sprowadzają się zmagania miłości na wielu płaszczyznach? Kiedy zostanie ona wystawiona na próbę… czy będziemy gotowi ją złożyć na ołtarzu poświęcenia, odpuszczenia, oddania… aby tylko obiekt tej miłości został zachowany – przy życiu (tym co dla niego dobre)?  Zastanów się proszę przez chwilę… kiedy ostatni raz zdarzyło Ci się poświęcić miłość do czegoś lub kogoś Ci tak bliskiego, aby prawdziwie zachować jego dobro? Aby ułatwić…, aby „uwolnić” i usunąć się w cień… Czasem to „dobro” ma różne odcienie, i nie zawsze wpisuje się w nasze wyobrażenia. W opisanej historii tym „dobrem” było po prostu życie dziecka i prawdopodobnie wychowywanie go przez obcą, żądną kobietę… ale wciąż zwyciężyło życie, które góruje nad śmiercią. 

 

Ile razy ostatnio oddawałaś/eś coś na ołtarzu Panu… mimo rozerwanego z bólu serca? Znasz to uczucie? Wierzę, że to ogromny test wiary, którego doświadczy Boże dziecko w podróży z Bogiem.. Wielu przyjdzie zmierzyć się z „oddaniem swojego Izaaka”, z poświęceniem czegoś, może wycofaniem się – aby zachować czyjeś życie (dobro) i zakończyć „walkę przed Królem”.

 

To często takie sytuacje są dla nas największym testem wiary, zaufania i prawdziwej miłości. Należy jednak duchowymi oczami rozpoznać to oraz właściwy czas. Dlatego zostawiam Ciebie i siebie z pytaniem… Czy oddasz, poświęcisz swoją miłość (wszystko to, co Twoje), kiedy przyjdzie właściwy czas… bez perspektywy, że kiedyś to odzyskasz, aby chronić obiekt tej miłości? Czy raczej zechcesz tkwić w walce? A może będziesz jak druga kobieta, która kierując się swoimi pragnieniami i złością, niszczyła inną kobietę? Za wszelką cenę pragnęła dziecka – a ostatecznie godziła się z jego śmiercią. Żądza zawładnięcia i posiadania dla siebie zawsze prowadzi do śmierci, dąży do celu pozostawiając za sobą zgliszcza… Prawdziwa miłość dąży do życia. Podobnie ujął to T. Keller: „Żądza mówi: „co możesz zrobić dla mnie?”. Miłość mówi: „Co mogę zrobić dla Ciebie?”.


mara

 

 

poniedziałek, 6 maja 2024

Dzielna Kobieto, dziękuję

 



Przypowieści Salomona 31, 10-31:

10 Dzielną kobietę – któż ją znajdzie? Daleko ponad korale sięga jej wartość.

11 Na niej polega serce męża, i nie zabraknie mu dobytku.

12 Dobrze mu świadczy – a nie źle, po wszystkie dni swojego życia.

13 Szuka wełny i lnu; ochoczo się krząta swą dłonią.

14 Podobna jest do okrętów kupca, bowiem z daleka sprowadza swój chleb.

15 Wstaje dopóki jeszcze noc; wydziela żywność dla swojego domu i zwykłe zatrudnienie dla swych służebnic.

16 Myśli o polu i je nabywa; zasadza winnicę z owocu swoich rąk.

17 Mocą przepasuje swe biodra i krzepko porusza swe ramiona.

18 Uważa, by dobry był jej produkt; w nocy nie gaśnie jej światło.

19 Swoją ręka sięga po wrzeciona, a jej palce ujmują przęślicę.

20 Swoją dłoń otwiera biednemu i swe ręce wyciąga ku ubogiemu.

21 Nie obawia się śniegu na swoim domu, bo cały jej dom ubrany jest w szkarłat.

22 Sporządza sobie kobierce; bisior i purpura stanowią jej szatę.

23 Jej mąż jest poważany w bramach, gdy zasiada ze starszyzną kraju.

24 Przygotowuje też zarzutki i je sprzedaje, a pas podaje kramarzowi.

25 Jej strojem jest moc, wspaniałość i z uśmiechem spogląda na przyszły dzień.

26 Swe usta otwiera z mądrością, a na jej języku uprzejma nauka.

27 Czuwa nad porządkiem swojego domu i chleba próżniactwa nie jada.

28 Jej synowie występują i nazywają ją szczęśliwą, a jej mąż ją wysławia:

29 Wiele niewiast dzielnie się pokazało, jednak ty przewyższasz je wszystkie.

30 Ułudą jest wdzięk, a piękność ulotna; lecz bogobojna niewiasta godna jest chwały.

31 Oddajcie jej owoc jej rąk, a w bramach niechaj ją sławią jej czyny.



Jako mała dziewczynka często czytałam ten tekst.. w jakimś wymiarze nawet marzyłam nieśmiało, żeby... tu zostawię kropki.

Do dziś fascynuje mnie ten opis, pewnego ideału, ale wierzę, że możliwego do osiągnięcia – w Chrystusie. Duch Święty czyni wspaniałe dzieło (przez próby, doświadczenia, modlitwę i Słowo) w każdym Bożym dziecku - upodabnia do Chrystusa, modelując serce na wzór samego Pana. 

Zachwycona tym opisem, postanowiłam napisać list do Dzielnej Kobiety wyrażając moje uznanie.

 

Dzielna Kobieto,

 

co takiego sprawiało, że żyłaś w tak zwyczajny, a jednak niezwykły sposób? Czy chodziło o Twoje serce – oddane Bogu? Ty bałaś się Boga. To z bojaźni Bożej i pragnienia bycia Jemu posłuszną wypływa z człowieka to co szlachetne. Piękne i oddane Bogu serce kształtuje piękne czyny. Do głębi dotyka mnie fakt, że Twój mąż był chwalony i doceniany wśród ludzi – dlatego, że  Ty zapewniałaś mu dobrostan. O jakże wielu mężów marzy dziś o takiej żonie. O odpoczywaniu przy niej. O cieszeniu się nią. O byciu dumnym z niej. O ufaniu jej i powierzaniu spraw, od tych prozaicznych po najgłębsze.

 

Twój mąż o nic nie musiał się martwić, bo dbałaś o dom i całą rodzinę. Pracowałaś dniami i wstawałaś o świcie przed wszystkimi, żeby zapewnić wszystko co jest potrzebne domownikom. To co tworzyłaś było dobrej jakości, nie było więc mowy o bylejakości. Charakteryzowała Cię nie tylko duża zaradność, chęć pracy i odpowiedzialności… ale także bogate wewnętrzne życie i jego siła. Ty troszczyłaś się o ludzi! Kochałaś ludzi. Zabiegałaś o to, co wewnętrzne, a nie o to, jak wyglądasz. Byłaś pełna pasji do życia i tryskało z Ciebie pozytywne nastawienie. Twoje dzieci postrzegały Cię jako szczęśliwą – widziały więc, że jesteś spełniona, wdzięczna i nie narzekasz. Mąż Cię wysławiał… To naprawdę cenny dar, mieć męża, który docenia, uwielbia i jest rozkochany w swojej żonie. Ty właśnie takiego miałaś! Wierzę, że to jeszcze bardziej uskrzydlało Cię i dodawało chęci do większego służenia mu. Byłaś także mądra. Kiedy wypowiadałaś się, były to słowa rozważne i poważane na tyle, że ludzie chcieli słuchać tego, co masz do powiedzenia. Ufali Ci.

 

Dzielna Kobieto, co sprawiło, że masz w sobie takie cechy? Wierzę, że znałaś Boga, blisko, intymnie. Na tyle, że wiedziałaś co jest Jemu miłe. Znałaś Jego charakter, więc wiedziałaś czego od Ciebie oczekuje – a Ty chciałaś być Mu posłuszna, podobać się Jemu. Rozumiałaś, że służąc pełnią siebie mężowi i swojemu domowi – służysz Bogu Najwyższemu. Kochając męża i dom, kochałaś Boga.

Wyprzedziłaś swoją postawą zapowiedź kobiet w Nowym Testamencie!

 

Dziękuję za Twoje świadectwo.



Drogie kobiety… czy podoba Wam się ten opis? Porusza Wasze serca? Chciałybyście być przez kogoś tak opisane i podziwiane przez przyszłych lub obecnych mężów? Wierzę, że jest to możliwe w Chrystusie. Do tego powołuje nas Bóg - do bycia jak Chrystus. Kochajmy Boga ponad wszystko, poznawajmy Go w Słowie, rozumiemy co jest Jemu miłe… a staniemy się takimi żonami.


I pamiętaj proszę…  nawet jeśli nie zostaniesz nigdy żoną, to nie trać nadziei i entuzjazmu. Pan na pewno wykorzysta Twój charakter, talenty i wszystko co Ci dał - do budowania swojego Królestwa, bądź gotowa. Nagroda będzie wielka. Może pomoże Ci w tym modlitwa, którą ja dziś we łzach zaniosłam do Ojca:

Ojcze, jeśli moja samotność uwielbi Twoje imię, przyniesie chwałę Tobie i będzie użyteczna dla Twojego Królestwa, bardziej niż małżeństwo… to chcę być sama całe życie. Tak mi dopomóż mój Panie.



Angelika