poniedziałek, 6 maja 2024

Dzielna Kobieto, dziękuję

 



Przypowieści Salomona 31, 10-31:

10 Dzielną kobietę – któż ją znajdzie? Daleko ponad korale sięga jej wartość.

11 Na niej polega serce męża, i nie zabraknie mu dobytku.

12 Dobrze mu świadczy – a nie źle, po wszystkie dni swojego życia.

13 Szuka wełny i lnu; ochoczo się krząta swą dłonią.

14 Podobna jest do okrętów kupca, bowiem z daleka sprowadza swój chleb.

15 Wstaje dopóki jeszcze noc; wydziela żywność dla swojego domu i zwykłe zatrudnienie dla swych służebnic.

16 Myśli o polu i je nabywa; zasadza winnicę z owocu swoich rąk.

17 Mocą przepasuje swe biodra i krzepko porusza swe ramiona.

18 Uważa, by dobry był jej produkt; w nocy nie gaśnie jej światło.

19 Swoją ręka sięga po wrzeciona, a jej palce ujmują przęślicę.

20 Swoją dłoń otwiera biednemu i swe ręce wyciąga ku ubogiemu.

21 Nie obawia się śniegu na swoim domu, bo cały jej dom ubrany jest w szkarłat.

22 Sporządza sobie kobierce; bisior i purpura stanowią jej szatę.

23 Jej mąż jest poważany w bramach, gdy zasiada ze starszyzną kraju.

24 Przygotowuje też zarzutki i je sprzedaje, a pas podaje kramarzowi.

25 Jej strojem jest moc, wspaniałość i z uśmiechem spogląda na przyszły dzień.

26 Swe usta otwiera z mądrością, a na jej języku uprzejma nauka.

27 Czuwa nad porządkiem swojego domu i chleba próżniactwa nie jada.

28 Jej synowie występują i nazywają ją szczęśliwą, a jej mąż ją wysławia:

29 Wiele niewiast dzielnie się pokazało, jednak ty przewyższasz je wszystkie.

30 Ułudą jest wdzięk, a piękność ulotna; lecz bogobojna niewiasta godna jest chwały.

31 Oddajcie jej owoc jej rąk, a w bramach niechaj ją sławią jej czyny.



Jako mała dziewczynka często czytałam ten tekst.. w jakimś wymiarze nawet marzyłam nieśmiało, żeby... tu zostawię kropki.

Do dziś fascynuje mnie ten opis, pewnego ideału, ale wierzę, że możliwego do osiągnięcia – w Chrystusie. Duch Święty czyni wspaniałe dzieło (przez próby, doświadczenia, modlitwę i Słowo) w każdym Bożym dziecku - upodabnia do Chrystusa, modelując serce na wzór samego Pana. 

Zachwycona tym opisem, postanowiłam napisać list do Dzielnej Kobiety wyrażając moje uznanie.

 

Dzielna Kobieto,

 

co takiego sprawiało, że żyłaś w tak zwyczajny, a jednak niezwykły sposób? Czy chodziło o Twoje serce – oddane Bogu? Ty bałaś się Boga. To z bojaźni Bożej i pragnienia bycia Jemu posłuszną wypływa z człowieka to co szlachetne. Piękne i oddane Bogu serce kształtuje piękne czyny. Do głębi dotyka mnie fakt, że Twój mąż był chwalony i doceniany wśród ludzi – dlatego, że  Ty zapewniałaś mu dobrostan. O jakże wielu mężów marzy dziś o takiej żonie. O odpoczywaniu przy niej. O cieszeniu się nią. O byciu dumnym z niej. O ufaniu jej i powierzaniu spraw, od tych prozaicznych po najgłębsze.

 

Twój mąż o nic nie musiał się martwić, bo dbałaś o dom i całą rodzinę. Pracowałaś dniami i wstawałaś o świcie przed wszystkimi, żeby zapewnić wszystko co jest potrzebne domownikom. To co tworzyłaś było dobrej jakości, nie było więc mowy o bylejakości. Charakteryzowała Cię nie tylko duża zaradność, chęć pracy i odpowiedzialności… ale także bogate wewnętrzne życie i jego siła. Ty troszczyłaś się o ludzi! Kochałaś ludzi. Zabiegałaś o to, co wewnętrzne, a nie o to, jak wyglądasz. Byłaś pełna pasji do życia i tryskało z Ciebie pozytywne nastawienie. Twoje dzieci postrzegały Cię jako szczęśliwą – widziały więc, że jesteś spełniona, wdzięczna i nie narzekasz. Mąż Cię wysławiał… To naprawdę cenny dar, mieć męża, który docenia, uwielbia i jest rozkochany w swojej żonie. Ty właśnie takiego miałaś! Wierzę, że to jeszcze bardziej uskrzydlało Cię i dodawało chęci do większego służenia mu. Byłaś także mądra. Kiedy wypowiadałaś się, były to słowa rozważne i poważane na tyle, że ludzie chcieli słuchać tego, co masz do powiedzenia. Ufali Ci.

 

Dzielna Kobieto, co sprawiło, że masz w sobie takie cechy? Wierzę, że znałaś Boga, blisko, intymnie. Na tyle, że wiedziałaś co jest Jemu miłe. Znałaś Jego charakter, więc wiedziałaś czego od Ciebie oczekuje – a Ty chciałaś być Mu posłuszna, podobać się Jemu. Rozumiałaś, że służąc pełnią siebie mężowi i swojemu domowi – służysz Bogu Najwyższemu. Kochając męża i dom, kochałaś Boga.

Wyprzedziłaś swoją postawą zapowiedź kobiet w Nowym Testamencie!

 

Dziękuję za Twoje świadectwo.



Drogie kobiety… czy podoba Wam się ten opis? Porusza Wasze serca? Chciałybyście być przez kogoś tak opisane i podziwiane przez przyszłych lub obecnych mężów? Wierzę, że jest to możliwe w Chrystusie. Do tego powołuje nas Bóg - do bycia jak Chrystus. Kochajmy Boga ponad wszystko, poznawajmy Go w Słowie, rozumiemy co jest Jemu miłe… a staniemy się takimi żonami.


I pamiętaj proszę…  nawet jeśli nie zostaniesz nigdy żoną, to nie trać nadziei i entuzjazmu. Pan na pewno wykorzysta Twój charakter, talenty i wszystko co Ci dał - do budowania swojego Królestwa, bądź gotowa. Nagroda będzie wielka. Może pomoże Ci w tym modlitwa, którą ja dziś we łzach zaniosłam do Ojca:

Ojcze, jeśli moja samotność uwielbi Twoje imię, przyniesie chwałę Tobie i będzie użyteczna dla Twojego Królestwa, bardziej niż małżeństwo… to chcę być sama całe życie. Tak mi dopomóż mój Panie.



Angelika

 




poniedziałek, 29 kwietnia 2024

(Nie)czułe serce

 


Dotyka mnie scena opisana w 8 rozdziale ew. Marka w. 14-21:

„A uczniowie zapomnieli wziąć chlebów, mieli z sobą w łodzi tylko jeden bochenek. I nakazywał im, mówiąc: Baczcie i wystrzegajcie się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda. A oni rozmawiali między sobą o tym, że chleba nie mają. Zauważył to Jezus i rzekł do nich: O czym rozmawiacie, czy o tym, że chleba nie macie? Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie? Czy serce wasze jest nieczułe? Macie oczy, a nie widzicie? Macie uszy, a nie słyszycie? I nie pamiętacie? Gdy łamałem pięć chlebów dla pięciu tysięcy, ile koszów pełnych resztek chleba zebraliście? Odpowiedzieli mu: Dwanaście. A ile koszów pełnych okruszyn zebraliście z siedmiu chlebów dla czterech tysięcy? Odpowiedzieli mu: Siedem.  I rzekł im: Jeszcze nie rozumiecie?”


Myślę sobie o tym, że uczniowe chwilę wcześniej oglądali wielkie działanie Chrystusa - siedmioma chlebami i kilkoma rybami  nakarmił około 4 tys. ludzi. Cóż za spektakularny cud. Wielkie rozmnożenie jedzenia. Wszyscy wrócili nasyceni. Byli przy Chrystusie… przy Nim człowiek zawsze jest nasycony! Bo On jest Panem wszelkiej materii i nawet ptak nie spada z nieba bez Jego przyzwolenia… czymże więc był dla Niego chleb i ryby, kiedy miał do powiedzenia tak wiele z duchowych prawd. Jednak On rozumiejąc fizyczne potrzeby ludzi i o nie troszczył się, dając jedzenie.


Chwilę później czytamy, że uczniowe zapomnieli wziąć chleba. Chrystus mówi do nich - ostrzega przed faryzeuszami, przed ich postawą, ich własną sprawiedliwością, przed wszystkim co jest „kwasem” w nich… a uczniowie rozmawiają o chlebie! Nie mają chleba… będą głodni… kiedy myślę o tej scenie to drży we mnie serce. Przed uczniami stoi odwieczne Słowo, ten który stwarzał świat, dla którego i przez którego wszystko zostało stworzone… ten który od wieczności był rozkoszą Ojcu i któremu Ojciec wszystko poddał pod stopy, aby Mu służyło. Mówi do uczniów, którzy chwilę wcześniej oglądali wielkie cuda i ten największy… jedli, a jedzenie nie kończyło się, aż wszyscy zostali nasyceni… a oni zapomnieli? Jeszcze nie rozumieli? Wciąż tkwili w swoich własnych myślach o rzeczywistości, którą oglądały ich oczy… „nie mieli chleba”.


Jakże jest mi to znane. Czy i Tobie brzmi znajomo? Bóg tyle uczynił w naszym życiu, zaczynając od największego cudu, jakim jest zrodzenie do nowego życia. Byliśmy martwi a dziś żyjemy. Chodziliśmy w ciemności, a objawiła nam się światłość wielka. Byliśmy ślepi, a przejrzeliśmy. On prowadził nas swoim Duchem w każdym dniu, dając swoją mądrość… pokazując rzeczy, które mogły dostrzec tylko nasze duchowe oczy, ponieważ te ludzkie nie rozpoznałyby ich. Pozwalał być blisko siebie, przebywać w swojej obecności, wsłuchiwać się w Jego cichy głos. Każdy kolejny dzień, otwarte oczy, oddech, były dane tylko z Jego łaski. Dostarczał ogromu błogosławieństw, poprzez ludzi których stawiał na naszej drodze. A chcąc kształtować nas swoją ojcowską ręką (jak kochający ojciec, uczy tego co najlepsze swoje dziecko) przyzwalał na wiele trudnych chwil i doświadczeń, aby nasze serce jeszcze bardziej przylgnęło do Niego… strzegł naszego życia, i żaden włos z naszej głowy nie spadł bez Jego zgody. Aniołom nakazywał strzeżenie nas, abyśmy nie zranili swojej stopy. Wszystko co dawał było dobre. Najlepsze. A ja często jak syn marnotrawny błądząca, upadająca, gubiąca się. On jednak był wciąż ten sam. Jego troska się nie zmniejszała, a Jego miłość nie oddalała się ode mnie. On jest Ojcem, który zawsze pierwszy wybiega na spotkanie syna. On wybiega. On przyjmuje. On odziewa szatą i nakłada pierścień na palec.


Czy doświadczyłeś tego w swojej życiowej drodze? Ja tak. Taki jest mój Bóg… Zawsze ma coś ważnego do przekazania - bo chce wzrostu swojego dziecka, dojrzałości i oddania Jemu. Mając takiego Boga, wierząc Jemu, oglądając Jego działanie, wciąż często utożsamiam się z postawą uczniów. On czyni wielkie rzeczy na moich oczach, w moim sercu, w moim życiu… a ja chwilę później rozważam, błądzę zatroskana, „martwię się o chleb”. Nie słyszę tego, jak ważne rzeczy ma mi do przekazania w Słowie. Nie widzę jak chce kształtować mój umysł, aby lepiej rozumiał i widział czym jest Jego Królestwo oraz codzienny cel dla mojego życia.


Czy nie pojmujecie? Czy serce wasze jest nieczułe? Macie oczy, a nie widzicie? Macie uszy, a nie słyszycie? I nie pamiętacie?


Ojcze… 

chcę pojmować. Chcę mieć czułe serce. Chcę mieć oczy, który widzą i rozpoznają Twoje działanie zawsze. Chcę mieć uszy, które słyszą to, co do mnie mówisz w swoim Słowie. Chcę pamiętać każdy jeden przejaw Twojej działającej łaski w moim życiu.

Nie chcę zapominać o tym, co czyniłeś dla mnie i czynisz nieustannie. Nie chcę grzeszyć narzekając i niewdzięcznym sercem szukać w sobie odpowiedzi. Wszystko co dajesz jest zawsze dobre. Tak często zniekształcam Twoją dobroć swoimi wyobrażeniami, niezrozumieniem Ciebie i Twojego Słowa. Ojcze… nie pozwól mi zaciemniać Twojego obrazu - aby moje serce zawsze widziało Cię w prawdzie. Aby pamiętało. Aby słuchało, gdy masz coś ważnego do powiedzenia i nie uciekało w doczesne zmartwienia i własne wyobrażenia tego co słuszne a co nie. Twoje Słowo jest prawdą. Ono rozświetla moją drogę. Ono umacnia moją wiarę. Ono jest drogowskazem dla każdej decyzji, która jest przede mną.


Dziękuję, że Ty Ojcze znasz kruchość ludzkiej kondycji. Wiesz, że jesteśmy tylko prochem, że zapominamy. A mimo to, chcesz być blisko. Chcesz pouczać i otaczać swoją miłością. Ty zawsze pamiętasz. Nich prawda na temat tego jaki jesteś nieustannie przemienia moje serce, czyniąc je czułym na Ciebie, wdzięcznym za każdy darowany dzień, gotowym pójść tam, gdzie mnie posyłasz i przyjąć to, co masz dla mnie.


Angelika

wtorek, 23 kwietnia 2024

Moja bezimienna bohaterka



Myślę, że są takie postaci biblijne, które są bliskie naszemu sercu. Dziś czytając ew. Marka przypomniałam sobie, jak bliska jest mi pewna bezimienna kobieta – „owa niewiasta” (Mk 5,24-34).

 

Wyobraziłam ją sobie.. jej ból i cierpienie z powodu choroby, której doświadczała od 12 lat. Prawdziwa udręka,  która skazała ją na społeczne odrzucenie - była „nieczysta”. Nie tylko ona sama była uznana za nieczystą, ale także wszystko to, czego dotknęła (Kpł 15, 19-30). Żyła 12 lat z taką skazą i jednocześnie z nadzieją. Wierzyła w to, że ktoś może jej pomóc, dlatego chodziła od lekarza do lekarza szukając ratunku. Lekarze nie tylko nie pomogli jej, ale oszukiwali i okradali przysparzając dodatkowych cierpień. Czas mijał a w jej życiu pogłębiało się rozczarowanie i ból… ona nie utraciła jednak nadziei. Pewnego dnia usłyszała o kimś niezwykłym - o wielkim Lekarzu, który uzdrawia i nawet demony są Mu poddane. Wyobrażam sobie tę scenę… jej błysk w oku, pełen nadziei!

Pragnąłeś kiedyś czegoś bardzo, czekałeś aż 12 lat? I nagle słyszysz, że jest nadzieja…



Tłum napiera, każdy chce zobaczyć tego Człowieka! Moja bohaterka również... Może jej myśli były podobne do takich: Muszę tylko zbliżyć się do Niego, przedrzeć przez napierający tłum. Gdyby oni wszyscy wiedzieli… jeśli usłyszą, że nie powinno mnie tu być... ale, ale… muszę dostać się do Niego - jeśli jest tym kim mówi, że jest – to wystarczy, że dotknę Jego szaty… nie jestem godna dotykać Jego samego. Strach jej nie zatrzymał! Tak też zrobiła. Przebijając się przez tłum, dotknęła w ukryciu szaty Jezusa i w tym momencie została uzdrowiona. Po 12 latach jej prośby, wzdychania, pragnienia zostały wysłuchane… krwotok ustał. Jej ból i cierpienie spotkały się z Panem życia i śmierci – nieczystość dotknęła Pana wiecznej czystości.

 

Jezus doskonale wiedział co się wydarzyło. Dziś również doskonale zna każdy aspekt naszego jestestwa (ducha, emocji, ciała), jest Panem każdego oddechu. Pada z Jego ust to wzywające pytanie: „kto się dotknął szat moich?”. Ogromny tłum, napierający. Myślę, że nie jedna osoba w tym czasie dotknęła Pana, dlatego zdziwienie uczniów pytaniem Nauczyciela wydaje się zrozumiałe. Ale On doskonale wiedział o kogo pyta. Pytał o nią. Wiedział o niej. Znał ją. To właśnie ją wywołał z tłumu… Cóż za nieprawdopodobna scena. Dociera do mnie dźwięk bicia jej serca w tym momencie. Wie, że będąc nieczystą, nie miała prawa nikogo dotykać i w tym samym czasie rozumie i czuje, że została uzdrowiona. Co powinnam zrobić? Czy odpowiedzieć na wezwanie? Przecież ludzie to widzieli…. Kobieta „z bojaźnią i drżeniem” upadła przed Chrystusem i wyznała „oto ja”. 

 

Wyobrażając sobie tę scenę widzę, jak ta bezimienna bohaterka boi się unieść swoją głowę, nie ma odwagi spojrzeć na Chrystusa… On jednak z ujmującym spojrzeniem miłości nazywa ją „córką”. Uwierzyłaś. Swoją hańbę śmierci przyniosłaś we właściwe miejsce - przed oblicze tego, który przyszedł aby dać Życie! Pan wszechświata przyszedł na ziemię, aby sam nie popełniając grzechu – za nas stać się grzechem. On naszą nieczystość i hańbę grzechu wziął na siebie, abyśmy my, będąc oczyszczonymi, mogli zbliżyć się do Boga Ojca. Doskonały Arcykapłan, prawdziwa Droga, Prawda i Życie.


Bohaterka tej historii swoją nieczystość przyniosła przed oblicze tego, który jedynie mógł uczynić ją czystą. Swoją niegodność, hańbę i odrzucenie położyła u stóp Pana wszelkiej godności – On w swojej łasce okrył ją wieczną godnością.



Zachwyca mnie ten odcień Bożej łaski. Rozciąga moje serce i codziennie czyni je wdzięcznym rysując w nim obraz Osoby Chrystusa. Przypomina mi, że jestem jak ta bezimienna kobieta, którą pewnego dnia Chrystus wywołał z tłumu, oczyścił i nadał godność nazywając córką. On dziś pozwala nie tylko dotknąć „skrawka swojej szaty”, ale przebywać w swojej obecności i wsłuchiwać się w cichy głos Słowa… Nieustannie to zawołanie Chrystusa wybrzmiewa w moim wnętrzu, wzywając do posłuszeństwa i poddawania się Jego kształtowaniu. Czy i Ty usłyszałeś to wezwania? On dostrzegł Cię w tłumie i nazwał „synem” lub „córką”? Masz więc Ojca, który jest Stwórcą tego świata, absolutnie panuje, a mimo to policzył każdy włos na Twojej głowie i jest Tobą zainteresowany. On Cię zna. On wie. Odpocznij.


Boże, jakże dziękuję za Twoje pełne miłości serce. Zbyt często swoim zrozumieniem nawet nie zbliżam się do jego piękna, wielkości i świętości. 

Dziękuję, że kiedy wywołujesz z tłumu, nadajesz wieczną wartość i godność. 

Dziękuję, że chwalebność Twojej łaski wybrzmiewa najgłośniej tam, gdzie największe zrozumienie własnej grzeszności i potrzeby ratunku.

Niech wdzięczność będzie moim codziennym hymnem, uwielbienie dla Twojej Osoby nie znika z moich ust, a posłuszeństwo Twojemu Słowu motywuje we wszelkim działaniu.


Angelika

niedziela, 21 kwietnia 2024

Chodź opowiem Ci, jak dobry jest Pan


 „Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan, 
szczęśliwy człowiek, który się do Niego ucieka.”
Ps 34,9

Ostatnie miesiące zachęciły mnie do tego, żeby zrobić podsumowanie. Takie spoglądanie wstecz, aby przyjrzeć się Bożemu działaniu w nas jest potrzebne nam samym, ale może też zachęcić kogoś innego. To jak głośna modlitwa. Jeśli nie próbowaliście… zachęcam! W opisie pomoże mi Psalm 34.

W lipcu przeprowadziłam się i wiedziałam, że to nowy etap dla mnie. Pod wieloma względami „nowy”. Na pewno spotkaliście się z radami w stylu „zrób coś dla siebie”, „zmień coś w życiu”. Trochę tak się czułam. Był to ogrom zewnętrznych zmian, ale co z tym wewnętrznym życiem? Stan mojej duszy przez wiele wcześniejszych miesięcy a nawet dwóch lat, nazwałabym stanem oczekiwania. Na co? Nie miałam pojęcia. Wiele pytań kierowanych w górę, do dziś nie odnalazło swoich odpowiedzi. Tysiące westchnień, które nie potrzebowały żadnych słów. Nawet godziny milczenia, które były dla mnie głośniejsze, niż krzyk. Wszystko to kierowane w górę, ze świadomością, że jest ktoś większy ode mnie. Kto wie, zna i rozumie. Ja nie muszę rozumieć, choć tak często tego pragnę. Chciałabym mieć odpowiedzi na pytania, nawet te, których nie miałam odwagi wypowiedzieć. 

Dusza moja będzie się chlubiła w Panu, 
niech słyszą pokorni i niech się weselą! 
Uwielbiajcie ze mną Pana, 
imię Jego wspólnie wywyższajmy! 
Szukałem Pana, a On mnie wysłuchał 
i uwolnił od wszelkiej trwogi.”

Stan oczekiwana, może być jednocześnie stanem szukania. Kiedy czekasz, znaczy, że chcesz, aby coś się zmieniło, a więc może szukasz zmiany. Ja pragnęłam... przede wszystkim zmiany nastawienia mojego serca i odżywienia duszy.. większość moich westchnień sprowadzało się do słów „przyjdź jak deszcz i ożyw dziś, suchą ziemię mojego serca”.
Znasz ten stan? Powierzchowne odpowiedzi nie dają odżywienia, a powtarzane slogany nie niosą w sobie treści. Marzenia odeszły, a pragnienia ukryły się głęboko, żeby na nie nie spoglądać. Kolejna książka w ręku i czujesz, jakbyś już był w tym miejscu. Już to czytałam, już to przerabiałam, potrzebuję… no właśnie, czego? Gdzie jesteś Panie? Dlaczego czuję się jakbyś milczał i był nieobecny, odległy? A może Ty cały czas byłeś, tylko ja nie przylgnęłam do Ciebie (Ps 91).

„6 Spójrzcie na Niego, promieniejcie radością, 
a oblicza wasze nie zaznają wstydu. 
Oto biedak zawołał, a Pan go usłyszał, 
i wybawił ze wszystkich ucisków. 
Anioł Pana zakłada obóz warowny
wokół bojących się Jego i niesie im ocalenie. 
Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan, 
szczęśliwy człowiek, który się do Niego ucieka.

Ja czekałam a On działał. Ja wzdychałam, a On był tuż obok. Ja godziłam się z tym jak jest, a On już torował drogę… aby mnie czegoś nauczyć.

„12 Pójdźcie, synowie, słuchajcie mnie;
nauczę was bojaźni Pańskiej. 
13 Jakim ma być człowiek, co miłuje życie 
i pragnie dni, by zażywać szczęścia? 
14 Powściągnij swój język od złego, 
a twoje wargi od słów podstępnych! 
15 Odstąp od złego, czyń dobro; 
szukaj pokoju, idź za nim!”

Kiedy w codziennej prozie życie umykało mi, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu, z tymi, którzy Go miłują - On pamiętał. To jak kolejny odcień Jego łaski - On pamięta, nie zasypia, nie zapomina, bo jest wierny!
On był obecny cały czas, tylko ja, jak błądzący pielgrzym, na chwilę straciłam z oczu drogę, nadzieję i zapomniałam o ratującym życie przylgnięciu do Niego… On jednak pomógł mi to zrozumieć. Przybliżył się do mnie w postaci „samego dobra”, w momencie, w którym najmniej się tego spodziewałam i w okolicznościach, których nigdy nie zakładałam. Wyciągnął głęboko schowane pragnienia czynienia wszystkiego „dla Jego chwały”. Rozpalił światło ufności, że to, co On daje w naszym życiu jest zawsze dobre, nawet jeśli ludzkimi oczami można to oceniać inaczej. Ożywił moją nadzieję i zapomniane marzenia. Poszerzył granice komfortu pozwalając zmierzyć się z nieznanym i lękiem przed oceną ludzi. Rozbił fundamenty tego co powtarzane bez namysłu i uniżył do pokornego szukania odpowiedzi w Jego Słowie. Ogarnął swoją miłością, zapewniając serce, że jest przy mnie i pobudził do ufnego działania. Rozlał swój pokój, abym w ciszy, jak Habakuk, czuwała na baszcie, wyczekując Jego prowadzenia. Pokazał bezradność i małość mojej własnej siły. Nauczył polegania na Nim, przypominając, że nawet „serce króla jest w Jego ręku”. Pozwolił przyjrzeć się księdze Hioba, przeżyć ją, i w nowej perspektywie spojrzeć na cierpienie. Odkrywał przede mną nowy, głębszy wymiar słów „bądź wola Twoja”.  Przyszedł jak ożywczy deszcz… we właściwym czasie, bo w Jego czasie. Jego czas jest zawsze dobry! I dobre jest to, czym nas obdarowuje.

19 Pan jest blisko skruszonych w sercu 
i wybawia złamanych na duchu. 
20 Wiele nieszczęść [spada na] sprawiedliwego; 
lecz ze wszystkich Pan go wybawia. 
21 Strzeże On wszystkich jego kości: 
ani jedna z nich nie ulegnie złamaniu.”

Wszystko będzie dobrze, bo Bóg jest dobry. Jaki jest dziś stan mojej duszy? Odpowiem opisując sen, który miałam dwa tygodnie temu, po trudnych i niezrozumiałych dla mnie doświadczeniach. Wróciły wtedy bezsenne noce i te pełne snów. Śniło mi się, że jestem na dużym parkingu, po zakończonej kilkudniowej konferencji chrześcijańskiej. Sen ten był pełen szczegółów…. Spakowałam wszystkie rzeczy do samochodu, łącznie z moim zielonym plecakiem, w którym miałam osobiste rzeczy (portfel, dowód, kartę, telefon). Siedząc w samochodzie przypomniałam sobie, że w budynku zostawiłam jeszcze mój zielony płaszcz i… moją Biblię. Wysiadłam więc, zostawiając zapalony samochód, i pobiegłam po rzeczy. Kiedy założyłam płaszcz i wzięłam do rąk Biblię, wróciłam na parking a tam.. nie było samochodu… zrozpaczona zaczęłam biec przed siebie i wołać do ludzi, czy nie widzieli odjeżdżającego samochodu X!! Pełna łez wołałam, że zabrano mi wszystko… miałam tam wszystko co dla mnie ważne!! Kiedy zatrzymałam się… spojrzałam na swoje ręce, a w nich… trzymałam moją Biblię. Obudziłam się zalana łzami. Znacie te chwile, kiedy sen jest tak realny, bo oddaje stan waszej duszy, a przeżywane emocje  po prostu Was przeszywają? Zrozumiałam Panie… Zabrano mi właśnie wiele z tego co cenne i ważne dla mnie,
co Ty sam mi dałeś… ale to co najważniejsze wciąż było ze mną. Zaufaj. Dosyć masz, gdy masz łaskę moją. Tak Panie.

Może dziś jesteś w podobnym miejscu, w którym byłam ja jakieś 9 miesięcy temu - miejscu oczekiwania. Może nie słyszysz odpowiedzi. Może Twój grzech oddziela Cię od Niego. Nie masz nadziei, a proza życia utraciła swoje dawne kolory… może zapomniałeś jak to jest przylgnąć do Niego i mieć pewność, że będzie dobrze… Wszystko to jednak ma swój cel. Wiem, że w mojej historii Bóg chciał przyciągnąć mnie do siebie bliżej. Pokazać, że tylko "przylgnięcie do Niego", nawet gdy tego nie "czuję", a czas mija… jest jedynym słusznym stanem szukania w oczekiwaniu. I poprzez to umocnić moje zaufanie i wiarę, dalej kształtując mój charakter i uwrażliwiając na Jego obecność i Słowo. Tak, umocnić je… po ponad 10 latach drogi z Bogiem wciąż potrzebuję łaski umacniania. Jestem ubogim pielgrzymem, któremu co kilka kolejnych kroków Bóg łaskawie odsłania swoje serce... a ten chwilę później popada w niewiarę. Potrzebuję łaski codziennie.

Upewnij się, że jesteś w Chrystusie (jeśli nie masz pewności lub nie wiesz co to znaczy - napisz do mnie). Jeśli tak, to jesteś we właściwym miejscu. Zaufaj Jego łasce. On nie spóźnia się i nie przychodzi za wcześnie, zjawia się zawsze we właściwym czasie. Odpocznij w Nim. Przylgnij do Niego. On Cię nie porzuci i chce kształtować w Tobie charakter Chrystusa: „Wy bowiem jesteście przez wiarę strzeżeni mocą Bożą dla zbawienia, gotowego objawić się w czasie ostatecznym. Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń. Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa” 1 P 1,5-7
Przylgnięcie do Niego zawsze zmieni Twoją perspektywę. Da ulgę w oczekiwaniu i wypełni nadzieją.

Przychodzisz Panie, jak ożywczy deszcz... bo Ty sam jesteś źródłem, z którego tryska nieustannie życiodajna łaska.
Twoja miłość mnie pociesza, bo jest doskonała i bezwarunkowa. 
Twoje Słowo jest pełne obietnic i daje mi nadzieję.
Twoja moc mnie zachwyca, a w jej obliczu truchleje moja siła. 
Nawet czas jest w Twoim ręku, a słońce i księżyc każdego dnia odbywając swój bieg składają Ci hołd.
Nie jesteś jak człowiek, a Twoja wierność rozciągnięta jest jak płaszcz nad moim życiem.
Po trzykroć  przepraszam za moją błądzącą niewiarę, po trzykroć dziękuję, że mimo to, zawsze przy mnie jesteś.

Angelika


środa, 17 kwietnia 2024

Zdążyć przed…

 

Czy zdążyłaś/eś dzisiaj? Ja nie. Po porannym spacerze, wchodząc do klatki schodowej zobaczyłam kartkę, z której wynikało, że sąsiadka mieszkająca nade mną, do której drzwi pukałam trzy razy w ciągu ostatnich dwóch tygodni, odeszła z tego świata. Starsza 85letnia kobieta, którą poznałam na spotkaniu lokatorów bloku, miesiąc temu. Powiedziała mi wtedy, że jest samotna, rok temu umarł jej mąż, a rodzina mieszka daleko. Ścisnęło mi serce, zaproponowałam, że odwiedzę ją i wypijemy razem herbatę… Ucieszyła się. Nie zdążyłam. Kiedy sama przeżywałam ostatnio ogrom smutku i bólu przypomniałam sobie o niej, o jej stracie. Mój ból chciałam przekuć w towarzyszenie jej.. Zapytać, jak zniosła odejście męża. Poszłam do niej. Pukałam do jej drzwi, ale prawdopodobnie jej już nie było. Dziś zrozumiałam dlaczego nigdy ich nie otworzyła. Nie zdążyłam.

 

Poruszyło to moje serce. Skłoniło do refleksji, że „mogłam wcześniej”. Czasami tak właśnie jest… Nasze serce jest poruszone w jakimś temacie, wiemy co jest słuszne i prawdziwe, zgodnie z Biblią – czyli Bożymi oczekiwaniami, a nie jesteśmy posłuszni. Może nie potrafimy być posłuszni. Pomijamy ten cichy głos... wzywający do posłuszeństwa, do poddania się Jemu - zaczynając od tych najmniejszych spraw, często ignorowanych. Poszukujemy wielkich działań, znaków, pewności, potwierdzeń, a ignorujemy te najprostsze, prozaiczne sygnały i sytuacje, których nasza codzienność jest pełna. Znasz to?

 

Wiesz, że powinnaś się do kogoś odezwać, bo przypominasz sobie o tej osobie od tygodni – nie robisz tego, bo zawsze jest coś ważniejszego. W Twoim lokalnym kościele potrzebują kogoś do noszenia krzeseł, wiesz, że masz na to czas – ale nie zgłaszasz się do pomocy. Jesteś wdzięczny za to, co usłyszałeś ostatnio na kazaniu, ale nie idziesz podziękować i powiedzieć zachęcającego słowa kaznodziei. Sąsiadka codziennie uśmiecha się do Ciebie, kiedy tylko Cię widzi, wiesz, że masz w domu traktat ewangelizacyjny, ale nigdy go jej nie dajesz. Ktoś szczególnie leży Ci na sercu, ale nigdy nie dopisujesz tej osoby do swojej listy modlitewnej. Nieustannie gdzieś pędzimy, o coś zabiegamy, czegoś szukamy…. Przeoczając to, co mamy tuż obok siebie, co zostało nam darowane, wierzę przez łaskawego Boga w konkretnym czasie.

 

Czy w tej pielgrzymce do wieczności, nie umyka nam to, co najistotniejsze? Radar serca wrażliwy, wyczulony na Boga i Jego Słowo. Aby jednak posiadać takie serce musimy znać Go osobiście, blisko, intymnie. Wiedzieć co mówi o sobie w swoim Słowie, bo tam w sposób pełny objawia nam swoje serce i charakter, pokazując co jest Jemu miłe! Bierze na kolana dzieci i mówi, że do nich należy Królestwo Niebieskie, otacza troską wdowy, ludzi samotnych, opuszczonych, odrzuconych przez świat… jada z celnikami i grzesznikami, pokazując im, że jest sens i nadzieja w Nim. Wyciąga rękę do tych, o których zapomniał świat. Gani pychę i samosprawiedliwość, uwielbiając jednocześnie pokorę. Pełen łaski i przebaczenia - po trzykrotnym zaparciu się Go, trzykrotnie utwierdza Piotra, że wie o jego miłości. Takiego mamy zbawiciela… Dzisiaj dla nas pełnego łaski i prawdy.

 

Inne dzisiaj może nie być nam dane, czy zdążymy przed…?

 

niedziela, 14 kwietnia 2024

Miłość i cierpienie?


Parafrazując, C.S. Lewis napisał, że kochając wystawiamy swoje serce na cierpienie. Bardzo lubię o tym myśleć. Ale czy poznałam już głębię tej myśli? Dlaczego tak jest i czy rzeczywiście tak jest? Myśli kierują mnie do Biblii i tego, w jakich kontekstach pokazuje ona miłość wraz z kroczącym z nią cierpieniem. 

Temat ten możemy odnaleźć już w raju. W momencie kiedy człowiek wybrał nieposłuszeństwo Bogu, wszystko to, co było „dobre”, a nawet „bardzo dobre” uległo skażeniu. Czytamy o tym w pierwszej rozmowie Adama z Bogiem, który odpowiedzialność za swój grzech zrzuca w pierwszej kolejności na kobietę, później na Boga – „to kobieta, którą mi dałeś”. Czy brzmi znajomo? Miłość Adama do Ewy została skażona w momencie w którym zdecydował, że wybierze śmierć łamiąc Boże przykazanie. Od tamtej chwili miłość człowieka do człowieka nie będzie taka sama. Ewa przestała być doskonałą powierniczką Adama, w strzeżeniu ogrodu, nazywaniu stworzenia, a także rozradzaniu. Odtąd stanie się obiektem jego pragnień i często ciężarem odpowiedzialności, który będzie musiał nieść pracując w pocie czoła. Adam przestał być dla Ewy wzorem do podziwiania, szanowania, wiernego podążania za nim, raczej stał się powodem jej największych rozczarowań i żądz. Kochanie nabrało innej definicji. Zostało naznaczone bólem, stratą, rozczarowaniem, tak jak wszystko, co naznacza sobą grzech. Jest on przecież śmiercią. Toruje drogę w ciemności wprost w objęcia wiecznej męki i nieustającego cierpienia. Jest kłamstwem - obiecuje wiele, dając człowiekowi pozór światła – żeby ten miał wrażenie, że wie dokąd idzie i wybiera swoją drogę! Grzech, stał się integralną częścią naszej ludzkiej natury. On wypacza rzeczywistość i przedstawia nam ją w krzywym zwierciadle. Co zatem z miłością? Podobnie jak wszystko inne na ziemi i ona została naznaczona tym skażeniem.
 
Przez cały Stary Testament czytamy historię Bożego ludu, który mierzy się z własną grzesznością. Można odnosić wrażenie, że jest to ciąg pomniejszych historii „od upadku do upadku”. To upadek, nieposłuszeństwo Bogu, odwracanie się do Niego plecami, staje się integralną częścią życia człowieka. A co z Bogiem? Tuż obok toczy się jakby oddzielna, a jednak silnie zintegrowana historia, już nie człowieka, ale Boga. Historia tego, który jest. Boga, który wybiera dla siebie garstkę spośród narodów i obiecuje, że będzie jej strzegł. Garstka ta jest źrenicą w Jego oku. Jest jej wierny, bo tak obiecał. Jest pełen łaski i miłosierdzia oraz gniewu skierowanego przeciwko nieposłuszeństwu, bo taka jest Jego natura. Obiecuje On, że nada nową definicję miłości. Nauczy człowieka kochać i to w najdoskonalszy z możliwych sposobów. A stanie się to poprzez cierpienie:
„(6) Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze, a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich.
(7) Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich.
(8) Po udręce i sądzie został usunięty; a kto się przejmuje Jego losem? Tak! Zgładzono Go z krainy żyjących; za grzechy mego ludu został zbity na śmierć.
(9) Grób Mu wyznaczono między bezbożnymi, i w śmierci swej był [na równi] z bogaczem, chociaż nikomu nie wyrządził krzywdy i w Jego ustach kłamstwo nie postało.
(10) Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem. Jeśli On wyda swe życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży, a wola Pańska spełni się przez Niego.
(11) Po udrękach swej duszy, ujrzy światło i nim się nasyci. Zacny mój Sługa usprawiedliwi wielu, ich nieprawości On sam dźwigać będzie.
(12) Dlatego w nagrodę przydzielę Mu tłumy, i posiądzie możnych jako zdobycz, za to, że Siebie na śmierć ofiarował i policzony został pomiędzy przestępców. A On poniósł grzechy wielu, i oręduje za przestępcami.
 (Iz 53,6-12 BT)

 

Stary Testament zapowiedział, że chociaż karą za grzech jest śmierć, to dzięki Bożej miłości, która stanie się ofiarą, nadejdzie wybawienie. Bóg rozumiejąc głębię ludzkiego upadku i brak jakiejkolwiek szansy na samodzielny ratunek człowieka oddaje to co ma najcenniejszego – własnego Syna. Powierzył Mu zadanie, aby ludzie ujrzeli w Nim serce Boga Ojca: „Kto widział mnie, widział Ojca” (J 14,9). Nie tylko ujrzeli to kim jest Bóg, ale także jaką miłością kocha. Chrystus będąc posłusznym, aż do śmierci, czyni wszystko to, co Mu wyznaczył Ojciec. Od pierwszego dnia służby ma oczy skierowane na cel – krzyż. Rozumie, że tylko oddając śmierci swoje doskonałe życie, prawdziwie wykupi swój lud. Obciążający list dłużny grzechu, ciążący na człowieku, musi zostać spłacony. Inaczej nie ma nadziei dla człowieka, bo karą za grzech jest śmierć fizyczna i śmierć duchowa - wieczne oddzielenie od Boga. Myśląc o głębi tego oddania i poświęcenia, krąży w mojej głowie pytanie - dlaczego? Czy bylibyśmy zdolni pojąć, kim jest Bóg i jak wielkie jest Jego serce, gdyby nie ten obraz? Czy moglibyśmy zrozumieć czym jest prawdziwa miłość, gdyby nie ta ofiara?

„To powiedział Jezus, a podniósłszy oczy ku niebu, rzekł: «Ojcze, nadeszła godzina. Otocz swego Syna chwałą, aby Syn Ciebie nią otoczył i aby mocą władzy udzielonej Mu przez Ciebie nad każdym człowiekiem dał życie wieczne wszystkim tym, których Mu dałeś. A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa.Ja Ciebie otoczyłem chwałą na ziemi przez to, że wypełniłem dzieło, które Mi dałeś do wykonania. A teraz Ty, Ojcze, otocz Mnie u siebie tą chwałą, którą miałem u Ciebie pierwej, zanim świat powstał. (J 17,1-5).

 

Celem poświęcenia Bożego Syna był ratunek człowieka od śmierci – poprzez dar życia wiecznego, oraz ukazanie piękna, majestatu i chwały Bożego serca. Czy słyszałeś o takiej definicji miłości? Miłość w cierpiącym oddaniu. Miłość Ojca do Syna i do człowieka – oddająca Syna, rozrywająca serce kochającego Ojca; miłość Syna do Ojca i do człowieka – oddająca życie, w bólu fizycznym z powodu ran i duchowym przez oddzielenie z Ojcem. A do tej odwiecznej, świętej i niedostępnej człowiekowi relacji Ojca i Syna zostaje utorowana droga nam… ludziom. Bóg rozdarł zasłonę świątyni (starotestamentowy symbol oddzielający miejsce najświętsze, miejsce przebywania Boga) i mówi chodź, zbliż się odważnie do tronu mojej łaski (Hbr 4,16). Oto oblicze prawdziwej miłości. Oto oblicze prawdziwej łaski. Czy nie milknie właśnie cały zgiełk? Golgoto… ty byłaś tego świadkiem. 
 
Dziś myślę, że tak… kto kocha, ten wystawia swoje serce na cierpienie, bo jeszcze ziemia jest skażona grzechem, jeszcze nie oglądamy wiecznej rzeczywistości w pełni. Żądło śmierci (bólu i cierpienia) ugodziło Chrystusa - Pana i samą definicję wszelkiej miłości, abyśmy my w wieczności nie musieli więcej cierpieć. Któż zatem lepiej, niż On rozumie dziś nasz ból? W obliczu takiego Boga i definicji miłości, którą sam nadał i uwierzytelnił, każda nasza ludzka łza z powodu bólu, cierpienia, strachu czy niemocy jest ważna, zaopiekowana i zebrana w Jego bukłak (Ps 56). Każdy ból odnajduje swój sens w Jego miłości.
 
Jeśli przechodzisz trudny czas, spoglądaj na miłość Chrystusa… Odpoczywaj w bezwarunkowej, zawsze przyjmującej, oddanej w cierpieniu miłości Boga Ojca i Boga Syna. To łaska, która przynosi ukojenie… oddala ludzką perspektywę i napełnia tą wieczną.
 
Angelika