wtorek, 23 kwietnia 2024

Moja bezimienna bohaterka



Myślę, że są takie postaci biblijne, które są bliskie naszemu sercu. Dziś czytając ew. Marka przypomniałam sobie, jak bliska jest mi pewna bezimienna kobieta – „owa niewiasta” (Mk 5,24-34).

 

Wyobraziłam ją sobie.. jej ból i cierpienie z powodu choroby, której doświadczała od 12 lat. Prawdziwa udręka,  która skazała ją na społeczne odrzucenie - była „nieczysta”. Nie tylko ona sama była uznana za nieczystą, ale także wszystko to, czego dotknęła (Kpł 15, 19-30). Żyła 12 lat z taką skazą i jednocześnie z nadzieją. Wierzyła w to, że ktoś może jej pomóc, dlatego chodziła od lekarza do lekarza szukając ratunku. Lekarze nie tylko nie pomogli jej, ale oszukiwali i okradali przysparzając dodatkowych cierpień. Czas mijał a w jej życiu pogłębiało się rozczarowanie i ból… ona nie utraciła jednak nadziei. Pewnego dnia usłyszała o kimś niezwykłym - o wielkim Lekarzu, który uzdrawia i nawet demony są Mu poddane. Wyobrażam sobie tę scenę… jej błysk w oku, pełen nadziei!

Pragnąłeś kiedyś czegoś bardzo, czekałeś aż 12 lat? I nagle słyszysz, że jest nadzieja…



Tłum napiera, każdy chce zobaczyć tego Człowieka! Moja bohaterka również... Może jej myśli były podobne do takich: Muszę tylko zbliżyć się do Niego, przedrzeć przez napierający tłum. Gdyby oni wszyscy wiedzieli… jeśli usłyszą, że nie powinno mnie tu być... ale, ale… muszę dostać się do Niego - jeśli jest tym kim mówi, że jest – to wystarczy, że dotknę Jego szaty… nie jestem godna dotykać Jego samego. Strach jej nie zatrzymał! Tak też zrobiła. Przebijając się przez tłum, dotknęła w ukryciu szaty Jezusa i w tym momencie została uzdrowiona. Po 12 latach jej prośby, wzdychania, pragnienia zostały wysłuchane… krwotok ustał. Jej ból i cierpienie spotkały się z Panem życia i śmierci – nieczystość dotknęła Pana wiecznej czystości.

 

Jezus doskonale wiedział co się wydarzyło. Dziś również doskonale zna każdy aspekt naszego jestestwa (ducha, emocji, ciała), jest Panem każdego oddechu. Pada z Jego ust to wzywające pytanie: „kto się dotknął szat moich?”. Ogromny tłum, napierający. Myślę, że nie jedna osoba w tym czasie dotknęła Pana, dlatego zdziwienie uczniów pytaniem Nauczyciela wydaje się zrozumiałe. Ale On doskonale wiedział o kogo pyta. Pytał o nią. Wiedział o niej. Znał ją. To właśnie ją wywołał z tłumu… Cóż za nieprawdopodobna scena. Dociera do mnie dźwięk bicia jej serca w tym momencie. Wie, że będąc nieczystą, nie miała prawa nikogo dotykać i w tym samym czasie rozumie i czuje, że została uzdrowiona. Co powinnam zrobić? Czy odpowiedzieć na wezwanie? Przecież ludzie to widzieli…. Kobieta „z bojaźnią i drżeniem” upadła przed Chrystusem i wyznała „oto ja”. 

 

Wyobrażając sobie tę scenę widzę, jak ta bezimienna bohaterka boi się unieść swoją głowę, nie ma odwagi spojrzeć na Chrystusa… On jednak z ujmującym spojrzeniem miłości nazywa ją „córką”. Uwierzyłaś. Swoją hańbę śmierci przyniosłaś we właściwe miejsce - przed oblicze tego, który przyszedł aby dać Życie! Pan wszechświata przyszedł na ziemię, aby sam nie popełniając grzechu – za nas stać się grzechem. On naszą nieczystość i hańbę grzechu wziął na siebie, abyśmy my, będąc oczyszczonymi, mogli zbliżyć się do Boga Ojca. Doskonały Arcykapłan, prawdziwa Droga, Prawda i Życie.


Bohaterka tej historii swoją nieczystość przyniosła przed oblicze tego, który jedynie mógł uczynić ją czystą. Swoją niegodność, hańbę i odrzucenie położyła u stóp Pana wszelkiej godności – On w swojej łasce okrył ją wieczną godnością.



Zachwyca mnie ten odcień Bożej łaski. Rozciąga moje serce i codziennie czyni je wdzięcznym rysując w nim obraz Osoby Chrystusa. Przypomina mi, że jestem jak ta bezimienna kobieta, którą pewnego dnia Chrystus wywołał z tłumu, oczyścił i nadał godność nazywając córką. On dziś pozwala nie tylko dotknąć „skrawka swojej szaty”, ale przebywać w swojej obecności i wsłuchiwać się w cichy głos Słowa… Nieustannie to zawołanie Chrystusa wybrzmiewa w moim wnętrzu, wzywając do posłuszeństwa i poddawania się Jego kształtowaniu. Czy i Ty usłyszałeś to wezwania? On dostrzegł Cię w tłumie i nazwał „synem” lub „córką”? Masz więc Ojca, który jest Stwórcą tego świata, absolutnie panuje, a mimo to policzył każdy włos na Twojej głowie i jest Tobą zainteresowany. On Cię zna. On wie. Odpocznij.


Boże, jakże dziękuję za Twoje pełne miłości serce. Zbyt często swoim zrozumieniem nawet nie zbliżam się do jego piękna, wielkości i świętości. 

Dziękuję, że kiedy wywołujesz z tłumu, nadajesz wieczną wartość i godność. 

Dziękuję, że chwalebność Twojej łaski wybrzmiewa najgłośniej tam, gdzie największe zrozumienie własnej grzeszności i potrzeby ratunku.

Niech wdzięczność będzie moim codziennym hymnem, uwielbienie dla Twojej Osoby nie znika z moich ust, a posłuszeństwo Twojemu Słowu motywuje we wszelkim działaniu.


Angelika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz