niedziela, 14 kwietnia 2024

Miłość i cierpienie?


Parafrazując, C.S. Lewis napisał, że kochając wystawiamy swoje serce na cierpienie. Bardzo lubię o tym myśleć. Ale czy poznałam już głębię tej myśli? Dlaczego tak jest i czy rzeczywiście tak jest? Myśli kierują mnie do Biblii i tego, w jakich kontekstach pokazuje ona miłość wraz z kroczącym z nią cierpieniem. 

Temat ten możemy odnaleźć już w raju. W momencie kiedy człowiek wybrał nieposłuszeństwo Bogu, wszystko to, co było „dobre”, a nawet „bardzo dobre” uległo skażeniu. Czytamy o tym w pierwszej rozmowie Adama z Bogiem, który odpowiedzialność za swój grzech zrzuca w pierwszej kolejności na kobietę, później na Boga – „to kobieta, którą mi dałeś”. Czy brzmi znajomo? Miłość Adama do Ewy została skażona w momencie w którym zdecydował, że wybierze śmierć łamiąc Boże przykazanie. Od tamtej chwili miłość człowieka do człowieka nie będzie taka sama. Ewa przestała być doskonałą powierniczką Adama, w strzeżeniu ogrodu, nazywaniu stworzenia, a także rozradzaniu. Odtąd stanie się obiektem jego pragnień i często ciężarem odpowiedzialności, który będzie musiał nieść pracując w pocie czoła. Adam przestał być dla Ewy wzorem do podziwiania, szanowania, wiernego podążania za nim, raczej stał się powodem jej największych rozczarowań i żądz. Kochanie nabrało innej definicji. Zostało naznaczone bólem, stratą, rozczarowaniem, tak jak wszystko, co naznacza sobą grzech. Jest on przecież śmiercią. Toruje drogę w ciemności wprost w objęcia wiecznej męki i nieustającego cierpienia. Jest kłamstwem - obiecuje wiele, dając człowiekowi pozór światła – żeby ten miał wrażenie, że wie dokąd idzie i wybiera swoją drogę! Grzech, stał się integralną częścią naszej ludzkiej natury. On wypacza rzeczywistość i przedstawia nam ją w krzywym zwierciadle. Co zatem z miłością? Podobnie jak wszystko inne na ziemi i ona została naznaczona tym skażeniem.
 
Przez cały Stary Testament czytamy historię Bożego ludu, który mierzy się z własną grzesznością. Można odnosić wrażenie, że jest to ciąg pomniejszych historii „od upadku do upadku”. To upadek, nieposłuszeństwo Bogu, odwracanie się do Niego plecami, staje się integralną częścią życia człowieka. A co z Bogiem? Tuż obok toczy się jakby oddzielna, a jednak silnie zintegrowana historia, już nie człowieka, ale Boga. Historia tego, który jest. Boga, który wybiera dla siebie garstkę spośród narodów i obiecuje, że będzie jej strzegł. Garstka ta jest źrenicą w Jego oku. Jest jej wierny, bo tak obiecał. Jest pełen łaski i miłosierdzia oraz gniewu skierowanego przeciwko nieposłuszeństwu, bo taka jest Jego natura. Obiecuje On, że nada nową definicję miłości. Nauczy człowieka kochać i to w najdoskonalszy z możliwych sposobów. A stanie się to poprzez cierpienie:
„(6) Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze, a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich.
(7) Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich.
(8) Po udręce i sądzie został usunięty; a kto się przejmuje Jego losem? Tak! Zgładzono Go z krainy żyjących; za grzechy mego ludu został zbity na śmierć.
(9) Grób Mu wyznaczono między bezbożnymi, i w śmierci swej był [na równi] z bogaczem, chociaż nikomu nie wyrządził krzywdy i w Jego ustach kłamstwo nie postało.
(10) Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem. Jeśli On wyda swe życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży, a wola Pańska spełni się przez Niego.
(11) Po udrękach swej duszy, ujrzy światło i nim się nasyci. Zacny mój Sługa usprawiedliwi wielu, ich nieprawości On sam dźwigać będzie.
(12) Dlatego w nagrodę przydzielę Mu tłumy, i posiądzie możnych jako zdobycz, za to, że Siebie na śmierć ofiarował i policzony został pomiędzy przestępców. A On poniósł grzechy wielu, i oręduje za przestępcami.
 (Iz 53,6-12 BT)

 

Stary Testament zapowiedział, że chociaż karą za grzech jest śmierć, to dzięki Bożej miłości, która stanie się ofiarą, nadejdzie wybawienie. Bóg rozumiejąc głębię ludzkiego upadku i brak jakiejkolwiek szansy na samodzielny ratunek człowieka oddaje to co ma najcenniejszego – własnego Syna. Powierzył Mu zadanie, aby ludzie ujrzeli w Nim serce Boga Ojca: „Kto widział mnie, widział Ojca” (J 14,9). Nie tylko ujrzeli to kim jest Bóg, ale także jaką miłością kocha. Chrystus będąc posłusznym, aż do śmierci, czyni wszystko to, co Mu wyznaczył Ojciec. Od pierwszego dnia służby ma oczy skierowane na cel – krzyż. Rozumie, że tylko oddając śmierci swoje doskonałe życie, prawdziwie wykupi swój lud. Obciążający list dłużny grzechu, ciążący na człowieku, musi zostać spłacony. Inaczej nie ma nadziei dla człowieka, bo karą za grzech jest śmierć fizyczna i śmierć duchowa - wieczne oddzielenie od Boga. Myśląc o głębi tego oddania i poświęcenia, krąży w mojej głowie pytanie - dlaczego? Czy bylibyśmy zdolni pojąć, kim jest Bóg i jak wielkie jest Jego serce, gdyby nie ten obraz? Czy moglibyśmy zrozumieć czym jest prawdziwa miłość, gdyby nie ta ofiara?

„To powiedział Jezus, a podniósłszy oczy ku niebu, rzekł: «Ojcze, nadeszła godzina. Otocz swego Syna chwałą, aby Syn Ciebie nią otoczył i aby mocą władzy udzielonej Mu przez Ciebie nad każdym człowiekiem dał życie wieczne wszystkim tym, których Mu dałeś. A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa.Ja Ciebie otoczyłem chwałą na ziemi przez to, że wypełniłem dzieło, które Mi dałeś do wykonania. A teraz Ty, Ojcze, otocz Mnie u siebie tą chwałą, którą miałem u Ciebie pierwej, zanim świat powstał. (J 17,1-5).

 

Celem poświęcenia Bożego Syna był ratunek człowieka od śmierci – poprzez dar życia wiecznego, oraz ukazanie piękna, majestatu i chwały Bożego serca. Czy słyszałeś o takiej definicji miłości? Miłość w cierpiącym oddaniu. Miłość Ojca do Syna i do człowieka – oddająca Syna, rozrywająca serce kochającego Ojca; miłość Syna do Ojca i do człowieka – oddająca życie, w bólu fizycznym z powodu ran i duchowym przez oddzielenie z Ojcem. A do tej odwiecznej, świętej i niedostępnej człowiekowi relacji Ojca i Syna zostaje utorowana droga nam… ludziom. Bóg rozdarł zasłonę świątyni (starotestamentowy symbol oddzielający miejsce najświętsze, miejsce przebywania Boga) i mówi chodź, zbliż się odważnie do tronu mojej łaski (Hbr 4,16). Oto oblicze prawdziwej miłości. Oto oblicze prawdziwej łaski. Czy nie milknie właśnie cały zgiełk? Golgoto… ty byłaś tego świadkiem. 
 
Dziś myślę, że tak… kto kocha, ten wystawia swoje serce na cierpienie, bo jeszcze ziemia jest skażona grzechem, jeszcze nie oglądamy wiecznej rzeczywistości w pełni. Żądło śmierci (bólu i cierpienia) ugodziło Chrystusa - Pana i samą definicję wszelkiej miłości, abyśmy my w wieczności nie musieli więcej cierpieć. Któż zatem lepiej, niż On rozumie dziś nasz ból? W obliczu takiego Boga i definicji miłości, którą sam nadał i uwierzytelnił, każda nasza ludzka łza z powodu bólu, cierpienia, strachu czy niemocy jest ważna, zaopiekowana i zebrana w Jego bukłak (Ps 56). Każdy ból odnajduje swój sens w Jego miłości.
 
Jeśli przechodzisz trudny czas, spoglądaj na miłość Chrystusa… Odpoczywaj w bezwarunkowej, zawsze przyjmującej, oddanej w cierpieniu miłości Boga Ojca i Boga Syna. To łaska, która przynosi ukojenie… oddala ludzką perspektywę i napełnia tą wieczną.
 
Angelika



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz