niedziela, 23 kwietnia 2017

Chrystus zmienił moją rzeczywistość

Wszystko, co warto wiedzieć o moim życiu, opowiedziałam niżej. 

Jak prawie każda taka historia i moja zaczyna się podobnie - dorastałam w domu, w którym nigdy nie brakowało miłości. Cudowni rodzice wnieśli w moje dzieciństwo wiele radości i pokazywali Boga na kartach Biblii. Do kościoła chodziłam w każdą niedzielę i odkąd skończyłam 4 lata stałam na środku recytując wiersze i Psalmy. Kochałam to. Dorastałam z młodszym bratem, który był moim towarzyszem w każdej zabawie. W atmosferze porządku wzrastałam i uczyłam się, że Bóg jest ważny. Jako dziewięciolatka modliłam się, żeby Pan Jezus zamieszkał w moim sercu i żeby zawsze troszczył się o moje życie. Te pierwsze prawdziwe i szczere modlitwy sprawiały, że moje serce czuło się bezpieczne. Kiedy przyszedł czas szkolnych przygód, nie miałam problemów z nauką, nie sprawiałam kłopotów wychowawczych, posłuszeństwo rodzicom, choć trudne w tamtym czasie, było mi bliskie. I tak mijały lata. Poznawałam historie biblijne, czytałam o Jezusie Chrystusie, który był kimś niezwykłym. On jakby stawał mi się coraz bliższy, ale gdy przychodziła codzienność zwyczajnie zapominałam. Szkoła, przyjaźnie, z czasem i imprezy wydawały mi się świetną rozrywką. Czułam, że żyję i staję się niezależna w swoim myśleniu. Nareszcie mogłam samodzielnie podejmować decyzje - na co zresztą rodzice mi pozwalali. W taki sposób moje życie powoli dzieliło się na dwie części - z jednej strony niedziela, Kościół, Bóg, Biblia, a z drugiej - codzienność, beztroska, zabawa, ja i moje decyzje, plany, ambicje, marzenia i wszystko, co jest przyjemne dla mnie. Ten okres trwał kilka lat. Zaczynałam czuć się rozdwojona, byłam jakby dwiema osobami w jednym ciele - tak rozbieżne pragnienia targały moim sercem. Pragnęłam życia, cieszenia się tym, co przynosiła mi młodość i jednocześnie pragnęłam Boga, o którym tyle słyszałam. Rozumiałam, że życia w stanie grzechu nie można pogodzić z życiem oddanym Bogu (a wszystko, co "letnie, Bóg wypluje ze swoich ust"). Człowiek nie może żyć w rozdwojeniu, ponieważ nie został do tego stworzony, nieustannie też stoi przed wyborem - życie albo śmierć. I ja nie mogłam dłużej w ten sposób żyć. To był moment, kiedy musiałam podjąć decyzję i jasno zdeklarować, kim jest dla mnie Bóg.

Niedługo później poznałam niesamowitych ludzi. Kiedy usłyszałam, w jaki sposób oni mówią o Bogu, jak zachwycają się i wzruszają na myśl o Jezusie Chrystusie - zrozumiałam, że ja takiego Boga nie znam. Wtedy po raz kolejny usłyszałam o Chrystusie i krzyżu, o Bogu i Człowieku - ale było w tym coś innego, a ja wiedziałam, że nie znam Tego Boga! Czas stał się dla mnie wiecznością. Biblijny obraz Jezusa Chrystusa został wyrysowany w mojej świadomości; Jego Świętość, Jego Łaska, Jego Miłosierdzie. Obraz tego kim jest przygniótł mnie. Zrozumiałam, że nie mogę nazywać Go swoim Panem, bo w moim życiu panowałam ja sama. Zobaczyłam swój nędzny stan bez Niego. Czułam się tak jak Piotr, który zawołał: "Odejdź ode mnie Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym" (Łk 5,8b). Pierwszy raz bezkompromisowo zapragnęłam uciec od tego, co za mną, chcąc nowego, innego życia. On ogarnął mnie swoim objęciem miłości i pozwolił przeżyć słowa: "Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości. Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje swoje życie za owce." (J 10,10). Czy pozostałam Angeliką? Tak. Jednak moje wnętrze było inne. Oddałam Chrystusowi to, co mnie tak bardzo obciążało i oskarżało, a On to zabrał na krzyż. Oto cud łaski. Od tamtej chwili już wiedziałam, że pragnę, aby słowa Jezusa: "pójdź za mną i naśladuj mnie" były moją rzeczywistością.

Chrystus dał mi nowe życie i perspektywę wieczności z Nim. On stał się moją rzeczywistością. Dziś mogę patrzeć na to, co mnie otacza przez pryzmat Jego miłości, Jego łaskawej ręki i dobroci. On czyni wszelkie piękno w moim życiu, On też determinuje każde dobro, które mogę czynić. Wszystko dzieje się przez Niego i dla Niego. Dziś też rozumiem, że każde doświadczenie, poznana osoba i okoliczności prowadziły mnie do Niego. Chrystus stając się moim sensem sprawił, że wiara, nadzieja i miłość odnalazły swoją przyczynę oraz skutek. W codziennych zmaganiach Boża łaska sprawia, że mogę wciąż wzrastać duchowo. Czasem ludzie pytają mnie, czy żałuję tego, że tak wiele zmieniło się w moim życiu. Z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że nie oddałabym minuty spędzonej we łzach na modlitwie, studiowaniu Biblii, na rozmyślaniu, chodzeniu, pisaniu, płakaniu, radowaniu się z Chrystusa, za lata życia bez Niego. Choć często nie jest łatwo - upadam, popełniam mnóstwo błędów, ranię siebie i innych - wiem, że w Nim wszystko stało się nowe. On jest tym, w którym odnajduję przebaczenie, bo Jego łaską jestem zbawiona. Biegnę w objęcia Ojca, który pierwszy wychodzi mi na spotkanie.

Mam dopiero 25 lat i wiem, że wiele przede mną, ale najważniejszą decyzję już podjęłam. Od tamtej chwili nie jestem sama w życiowej podróży. Nie chcę układać swojej przyszłości, planów, marzeń, decyzji bez Chrystusa. Nie chcę poświęcać swojej codzienności na rzeczy, które w obliczu wieczności nie mają żadnego znaczenia. Nie chcę szukać i odnaleźć tego, czego On nie chce dla mojego życia. Pragnę jednego - być zawsze w centrum Bożej woli i poznawać nieskończenie piękną Osobę Chrystusa.

Drogi czytelniku, nie wiem w jakim miejscu dzisiaj jesteś, dla kogo żyjesz i czy już wybrałeś - ale wiem, że wszystko, co ma prawdziwą, głęboką i wielką wartość odnajdziesz w Chrystusie... Ja odnalazłam. On zmienił moją rzeczywistość.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz